„We Will Rock You”. Śpiewać jak Freddie Mercury

– Ten musical zmusza do myślenia – mówi reżyser Wojciech Kępczyński przed premierą „We Will Rock You” w Romie.

Publikacja: 11.04.2023 03:00

Premiera musicalu „We Will Rock You” odbędzie się w sobotę 15 kwietnia w warszawskiej Romie

Premiera musicalu „We Will Rock You” odbędzie się w sobotę 15 kwietnia w warszawskiej Romie

Foto: Krzysztof Bielinski

Co w musicalu z przebojami Queen, na którego premierę Teatr Roma zaprasza 15 kwietnia, przysporzyło największych trudności?

Właściwie wszystko w „We Will Rock You” jest trudne: i tekst, i niepowtarzalna muzyka w wykonaniu Queenów. Żeby zaśpiewać tak jak Freddie Mercury, trzeba znaleźć genialnego wokalistę.

Jest to możliwe, co sami Queensi udowodnili, gdy zaangażowali Adama Lamberta, powstał też film „Bohemian Rapsody” z oscarową rolą Rami Maleka.

Myślę, że i nam udało się zebrać fantastyczny zespół. Gra w nim wiele osób z naszego teatru, jest też wiele osób, które po raz pierwszy pojawią się na scenie Romy, a w całości to naprawdę wyjątkowa grupa. Nie chcę oczywiście powiedzieć, że śpiewają jak sam Freddie Mercury, bo on był niepowtarzalny, ale uważam, że robią to świetnie.

On miał jednak ogromną charyzmę. Da się ją odtworzyć na scenie? Widzowie będą porównywać, bo każdy ma w pamięci jego głos.

Mimo wszystko trzeba pamiętać o jednym: to nie jest musical o Freddiem Mercurym, to nie jest musical o Queenach. – Wykonujemy ich piosenki, ale nie opowiadamy ich historii. A przystępując do pracy, obawiałem się czegoś innego: jak publiczność odbierze te przeboje zaśpiewane po polsku. I muszę przyznać, że po miesiącach słuchania ich na próbach nie wyobrażam sobie, by mogły brzmieć inaczej. Podobny problem mieliśmy, pracując nad „Mamma Mia!”, byliśmy pełni obaw, czy dobrze wypadną piosenki ABBY po polsku. Okazało się potem, że właściwie nikt z widzów nie miał pretensji, że zostały przetłumaczone. Najważniejsze, by piosenka była częścią lub pointą dialogu i akcji, bo na tym polega musical. Nie może być w nim poszczególnych numerów, a tekst nie powinien być prostym tłumaczeniem oryginalnych słów przeboju. Kilka lat temu oglądałem „We Will Rock You” w Niemczech i przeżyłem szok. Aktorzy grali po niemiecku, co pewien czas stawali na przodzie sceny, następowała zmiana światła i śpiewali po angielsku jak na koncercie. A przecież spektakl musi być spójną całością.

Czytaj więcej

„We Will Rock You” w Teatrze Roma zapchało serwery

W musicalach wykorzystujących znane przeboje to przeboje są magnesem dla publiczności.

Tak, to jest magnes dla widzów, ale dla mnie jako reżysera najważniejsze były prawdziwie teatralne próby stolikowe z aktorami, które prowadziły do zrozumienia poszczególnych postaci, do zbudowania relacji między nimi. Tego zwłaszcza mi brakowało we wszystkich realizacjach „We Will Rock You”, które widziałem w świecie, bo ten musical jest ważną opowieścią o ludziach.

Ale na londyńskiej premierze w 2002 roku nie miał dobrych recenzji u krytyków.

Byłem na przedstawieniu w Dominion Theatre jakiś rok po premierze i zaskoczyła mnie słabość inscenizacji i dłużyzny tekstów. Teraz twórcy zrobili nową – zresztą kolejną już – wersję, poczynili dużo skrótów, postawili na humor, na zabawę, ale nie tylko o nią tutaj chodzi. Bohaterką jest Killer Queen, szefowa globalizacji świata, w którym muzyka została zakazana. Wykonujący jej rozkazy Khashoggi pilnuje, żeby nikt nie wybijał się ponad przeciętność. Jest jednak grupa ludzi, która szuka czegoś więcej, chce wyrażać swoje emocje poprzez muzykę. „We Will Rock You” opowiada więc o miłości, o wolności i o możliwości tworzenia.

Obraz bliżej nieokreślonej przyszłości w tym musicalu porównywano do orwellowskich wizji. A w kolejnych inscenizacjach dokonywano zmian, by dostosować fabułę SF do rozwoju technologii, którego nie można było przewidzieć 20 lat temu. Warszawski spektakl też będzie udoskonaleniem tej opowieści?

Nam nie wolno ingerować nie tylko w muzykę, co zrozumiałe, ale i w tekst. Każda wprowadzona przez nas zmiana musiałaby być zaakceptowana przez twórców musicalu. Ale mnie nie interesowało kreowanie futurystycznego obrazu przyszłości, a właśnie relacje między bohaterami. Nie określamy dokładnie, kiedy rozgrywają się zdarzenia, sto czy trzysta lat do przodu. Pokazujemy przyszłość, która może dotknąć nas, nasze dzieci czy wnuki. Daleki jestem od politykowania, ale wierzę, że ten musical zmusi widza do myślenia. Ważne jest również to, że akcja toczy się w Londynie, gdzie bohaterowie szukają gitary gdzieś na zrujnowanym stadionie Wembley. Tego oczywiście nie zmieniamy.

To oczywiście nawiązanie do wielkiego koncertu Queen na Wembley w 1986 roku.

Niektórzy socjologowie twierdzą, że przyczyną wszelkiego zła jest rock and roll. My chcemy pokazać, że jest wolnością, symbolem swobodnej twórczości. Bez tego nie ma życia. Sklonowane twory, które produkuje Killer Queen, są jedynie automatami bez uczuć. Ich przeciwstawieniem jest żyjąca w podziemiach Heartbreak Hotel bohema.

Nazwa hotelu nie jest przypadkowa. Jest w musicalu wiele innych aluzji do klasyki rocka.

Bohaterowie operują takimi cytatami, u nas będzie ich trochę zaczerpniętych też z polskich przebojów. A całość, jak przy każdym innym musicalu, który realizowałem w Romie, starałem się zrobić „po naszemu”, nie powielać wersji wystawianych w Londynie czy w innych teatrach.

Ale brama stadionu na Wembley będzie?

Musi być, podobnie jak tajemnicza gitara ukryta w ruinach stadionu.

Symbolem londyńskiego West Endu stała się w pewnym momencie gigantycznych rozmiarów figura Freddiego Mercury’ego ustawiona przed Dominion Theatre.

Rzeczywiście stała tam kilka lat. My takiej figury nie będziemy mieli, ale proszę liczyć na kilka zaskakujących scen, będą też efekty, gdy wymaga ich fabuła.

A na premierze, gdy zabrzmi „Bohemian Rapsody”, pojawiają się Brian May i Roger Taylor? Tak było w licznych inscenizacjach musicalu.

Mimo naszych usilnych starań niestety nie przyjadą oni do Warszawy. Są zajęci przygotowaniami do wystawiania nowej wersji „We Will Rock You” w Londynie, już w czerwcu. Po cichu liczymy, że może pojawią się w przyszłości.

Muzyka zespołu Queen wytrzymała próbę czasu, ale czy „We Will Rock You” to propozycja dla ludzi, którzy wzrastali z tą muzyką, czy i dla kolejnych pokoleń?

Dla wszystkich. Taka zresztą jest nasza widownia, na Facebooku mamy sto tysięcy fanów, wielu wykupiło już bilety na pierwsze spektakle. Nie wierzę, że kogoś ta muzyka nie porywa. Owszem, to są przeboje mojego pokolenia, ale moje wnuczki też je śpiewają.

Wojciech Kępczyński, od 1998 r. dyrektor Teatru Roma w Warszawie. Wystawił m.in. musicale „Mamma Mia

Wojciech Kępczyński, od 1998 r. dyrektor Teatru Roma w Warszawie. Wystawił m.in. musicale „Mamma Mia!”, „Upiór w operze”, „Les Miserables”, „Piloci” i „Akademia Pana Kleksa” z własnym librettem.

PAP/Rafał Guz

Co w musicalu z przebojami Queen, na którego premierę Teatr Roma zaprasza 15 kwietnia, przysporzyło największych trudności?

Właściwie wszystko w „We Will Rock You” jest trudne: i tekst, i niepowtarzalna muzyka w wykonaniu Queenów. Żeby zaśpiewać tak jak Freddie Mercury, trzeba znaleźć genialnego wokalistę.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Muzyka popularna
Pośmiertne spotkanie członków Pink Floyd. Wkrótce nowy album Gilmoura
Muzyka popularna
Festiwale domykają programy. Nowe przeboje usłyszymy na żywo
muzyka
Taylor Swift i Pearl Jam. Królowa popu i król grunge’u
Muzyka popularna
Pearl Jam zaopiekowali się porzuconym gitarzystą Red Hotów i nagrali dobry album
Muzyka popularna
Taylor Swift o narkotykowym piekle Florydy na płycie "ratującej życie"