Zeppelin w oku cyklonu

Świetny drugi album „Raise The Roof" nagrał duet Robert Plant i Alison Krauss.

Aktualizacja: 16.07.2022 09:44 Publikacja: 17.11.2021 18:25

Alison Krauss i Robert Plant podczas jednego z koncertów

Alison Krauss i Robert Plant podczas jednego z koncertów

Foto: Warner Music

Robert Plant deklaruje upodobanie do spokoju i ciszy. Jednak uwielbia być w oku cyklonu.

To tylko pozorna sprzeczność. Refleksyjną, akustyczną muzykę potrafi wyposażyć w energię bomby jądrowej i jeszcze się uśmiechać w stylu: „Ja? Przecież nic specjalnego nie zrobiłem!".

Jimmy czy Alison

Ten patent przećwiczył już w 2007 r. W kolejce po bilety na pierwszy od blisko trzech dekad koncert Led Zeppelin 10 grudnia w londyńskiej hali O2 zalogowało się wtedy w sieci 25 mln fanów z całego świata. Mogliby wypełnić setki stadionów. Show był wydarzeniem roku i padła podobno propozycja 800 mln dolarów za tournée.

– Gdy pomyślałem, że powróci szaleństwo, jakie towarzyszyło dekadzie Led Zeppelin, uciekłem z garderoby do pubu za rogiem – powiedział Plant. I realizował „plan B".

27 października 2007 r. wydał, wydawałoby się, skierowaną do niszowej publiczności płytę „Raising Sand", nagraną z bluegrassową gwiazdą Alison Krauss. Niszową, bo przy 300 mln albumach, jakie sprzedał Plant, Krauss mogła się pochwalić sprzedażą 10 mln.

Alternatywna wobec Led Zeppelin kariera Planta rozwijała się jednak dynamicznie. W listopadzie 2007 r., w pierwszym tygodniu sprzedaży, duet cieszył się drugim miejscem w notowaniu „Billboardu" i stu tysiącami sprzedanych egzemplarzy. Tylko Plant wie, czy wpisał londyński koncert Zeppelinów w promocję sprzedaży płyty z Krauss. Ale gdy koledzy z Led Zeppelin liczyli na światowe tournée – w marcu 2008 r. Plant odbierał z Krauss Platynową Płytę za milion CD „Raising Sand".

Tytuł to dobry komentarz do wydarzeń. Tłumacząc dosłownie – chodzi o zbieranie ziarenek piachu, czyli o syzyfową pracę. To jednak idiom oznaczający wywoływanie zamieszania. Plant wywołał je idealnie. A w lutym 2009 r. na gali Grammy wciąż pozycjonował się w oku cyklonu, zdobywając sześć statuetek, pokonując Coldplay, rapera Lil Wayne'a i młodziutką Adele, z którą teraz też staje w szranki, bo wydaje płytę tego samego dnia co ona.

Czytaj więcej

Rocznica "Schodów do nieba"

Pikanterii dodaje fakt, że Grammy w kategorii nagranie roku otrzymał dzięki piosence „Please Read The Letter", którą zaczął komponować z Jimmym Page'em. A dokończył z Alison.

By zrozumieć postawę Planta, warto wsłuchać się w to, co mówił, pytany o comeback Led Zeppelin. Podkreślał, że trzecia część nagrań grupy nie była hardrockowa, tylko akustyczna. Mówił, że minął czas machania głową i woli, by temperatura emocji była wysoka, ale emocje przemyślane. Dlatego wszystkie zespoły Planta – Strange Sensation, Saving Grace czy Band of Joy – grały kameralnie i akustycznie. Z żadnym też nie wiązał się na dłużej, ironizując, że najwyższą formę muzycy uzyskiwali na pożegnalnych koncertach. Bo nic tak nie podgrzewa emocji jak perspektywa rozstania. Tę zasadę zastosował również w relacjach z Alison, choć z wywiadu udzielonego „The New York Times" było wiadomo, że druga płyta jest planowana.

– Gdybyśmy wiedzieli, co mamy zrobić, prawdopodobnie skończyłoby się muzyczną powtórką – powiedział „New York Times" T Bone Burnett, niegdyś gitarzysta Boba Dylana, producent obu płyt duetu. – A przecież nigdy nie mieliśmy żadnego planu. Po prostu wygłupialiśmy się w studiu, dobrze się bawiliśmy.

Teraz też musieli poczekać, aż sytuacja będzie wolna od presji wygórowanych oczekiwań. Ale nagraniami wymieniali się od dziesięciu lat.

I tym razem duet połączył różne wokalne stylistyki. Krauss lubi śpiewać precyzyjnie i trzymać się w rytmie, zaś Plant raz zwolnić, raz przyspieszyć.

– To sprawia, że czujesz się, jakbyś wisiał na krawędzi urwiska – ocenia Krauss. W studio poza producentem pojawili się znakomici gitarzyści: Bill Frisell, Marc Ribot i David Hidalgo z Los Lobos. Znamienne, że tytuł drugiej płyty nawiązuje do pierwszej – eskalując emocje, a oznacza doping tak głośny, że aż unosi się dach. Płyta jest dynamiczniejsza. Już w pierwszej kompozycji „Quattro" przyciszony folkowy duet wzmacniają niemal afrykańskie rytmy. „The Price of Love" The Everly Brothers jest feerią melancholijnych uczuć. Zaś śpiewane przez Roberta „Go Your Way" ma coś z nastroju „Thank You" Led Zeppelin.

Dobra i zła droga

Także soulowe w oryginale „Searching For My Love" przypominają liryzm w stylu rocka lat 60. Z kolei „Trouble With My Lover" przenosi nas w aurę muzyki Toma Waitsa, zaś „Can't Let Go" – Rya Coodera.

Popisem folkowego śpiewu Krauss stało się „It Don't Bother Me" i „Last Kind Words Blues". Jedyną autorską piosenką Planta jest „High And Lonesome" – mistrzostwo świata w budowaniu napięcia, zmiany rytmów i muzycznej barwy.

Plant raz napomyka o Led Zeppelin. W przepięknym bluesie „You Led Me To The Wrong".

Robert Plant deklaruje upodobanie do spokoju i ciszy. Jednak uwielbia być w oku cyklonu.

To tylko pozorna sprzeczność. Refleksyjną, akustyczną muzykę potrafi wyposażyć w energię bomby jądrowej i jeszcze się uśmiechać w stylu: „Ja? Przecież nic specjalnego nie zrobiłem!".

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Muzyka popularna
Bilety na koncerty Billie Eilish już w sprzedaży
Muzyka popularna
Wrocław chce pobić gitarowy rekord świata
Muzyka popularna
"Putin chce zniszczyć naszą niepodległość". Lider ukraińskiego rocka w Warszawie
Muzyka popularna
Tournee Stonesów. Minimum 800 dolarów za obejrzenie Jaggera z pierwszych rzędów
Muzyka popularna
Pośmiertne spotkanie Floydów. Wkrótce album Gilmoura. Już jest singiel
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej