Nowy spektakl Polskiego Baletu Narodowego autorstwa jego szefa Krzysztofa Pastora wprowadza kulturę masową w rejony poważnej sztuki i już z tego względu można „Draculi” wróżyć powodzenie. A przy tym – łączy opowieść funkcjonującą w świecie od 125 lat z muzyką Wojciecha Kilara. Od wielu dekad nie powstało takie widowisko baletowe polskich twórców, które może zyskać uznanie wszędzie.
To zresztą już się dzieje. Krzysztof Pastor stworzył ten spektakl na zamówienie West Australian Ballet w Perth i to dyrektor tego zespołu namówił go, by bohaterem stał się słynny wampir. „Dracula” powstał w 2018 r., zyskał ogromną popularność i nagrody, więc szybko włączył go do repertuaru zespół w Brisbane. Potem doczekał się premiery w Rydze, kolejna odbędzie się w Helsinkach, a o licencję ubiegają się teatry innych krajów.
Wiktoriańska Anglia
W stosunku do pierwowzoru inscenizacja warszawska została nieco powiększona, by efektowniej wypaść na scenie Opery Narodowej. Scenografia i kostiumy są dziełem tego samego duetu brytyjskiego – Phil R. Daniels, Charles Cusick Smith. Zgrabnie połączyli oni konwencję klasycznego baletu z odniesieniami do wiktoriańskiej Anglii, nasuwając ponadto skojarzenia z architekturą gotycką i pajęczynami zamku Draculi.
Historia tytułowego bohatera jest powszechnie znana, choćby z tuzina ekranizacji. Pierwsza i od razu słynna – „Nosferatu, symfonia grozy” Murnaua – powstała już w epoce kina niemego. Najpopularniejszy jest liczący już 30 lat film Coppoli.
Filmowi twórcy często w luźny sposób korzystali z powieści Brama Stokera, który wymyślił postać Draculi. Teraz Krzysztof Pastor oraz autor libretta Paweł Chynowski nie tylko okazali szczególną wierność wobec literackiego oryginału, ale także dodali prolog wyjaśniający, dlaczego żyjący w XV w. hrabia Vlad Dracula został wampirem.