Rynek cyfrowej muzyki na świecie był w ubiegłym roku wart 4,2 mld dol. To 27 proc. wszystkich wpływów z muzyki i o 12 proc. więcej niż rok wcześniej. Na największym rynku muzycznym świata – w USA – cyfrowa muzyka zapewnia branży już ok. 40 proc. wpływów – wyliczyła w najnowszym raporcie Międzynarodowa Federacja Przemysłu Fonograficznego (IFPI).
Globalnie w sieci dostępnych jest już ponad 11 mln legalnych utworów, oferowanych przez ponad 400 serwisów (sześć lat wcześniej było ich mniej niż 50). Z sieci można ściągnąć piosenkę, cały album, albo po prostu słuchać muzyki przez aplikację stworzoną dla użytkowników komórek lub Internetu. W USA materiały z albumu ”I Am… Sasha Fierce” popularnej piosenkarki Beyonce można ściągnąć w 260 postaciach (jako różne rodzaje wideo, ścieżki muzyczne, dzwonki do telefonu itd.).
– Najpoważniejszym pytaniem, na jakie musimy sobie teraz odpowiedzieć, jest: jak czerpać z tego zyski w czasie rozprzestrzeniającego się piractwa – napisał w raporcie Eric Daugan z Warner Music. W podobnym tonie wypowiada się John Kennedy, szef IFPI. – Miło byłoby zaraportować, że wszystkie wprowadzane w branży innowacyjne rozwiązania zostały nagrodzone dużym wzrostem rynku, inwestycji w artystów i nowymi etatami. Niestety, tak to nie wygląda. Piractwo pozostaje ogromną barierą w rozwoju tego rynku – napisał i zaznaczył, że z tego powodu tempo rozwoju rynku cyfrowej muzyki zwalnia.
Na pięciu największych rynkach UE prawie 30 mln ludzi systematycznie i nielegalnie udostępnia sobie muzykę przez sieć – w Hiszpanii w ciągu pięciu ostatnich lat łączne wpływy 50 najlepiej zarabiających muzyków spadły z tego powodu o 65 proc.
Na świecie pojawiają się więc pierwsze państwowe inicjatywy mające zaradzić problemowi.