To ograniczenie, jak każde, nie spotyka się z sympatią ze strony nadawców. Dlatego jesteśmy skłonni wydłużyć te dwie minuty – zapowiedział wczoraj Jan Dworak, przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, na trwającej właśnie Ogólnopolskiej Konferencji Operatorów Komunikacji Elektronicznej. Jak dodał, KRRiT podjęła już w tej sprawie pewne kroki i niewykluczone, że taka zmiana zostanie dokonana.
Przeciwko wprowadzonej przez znowelizowaną właśnie ustawę o radiofonii i telewizji zmianie jednogłośnie opowiadają się wszyscy duzi nadawcy. Poprzednie zapisy pozwalały im w ciągu godziny nadawać do 12 minut reklamy i – oprócz tego – także maksymalnie 6 minut tzw. autopromocji, czyli np. materiałów z zapowiedziami ich programów. – Proszę wziąć pod uwagę, że kupowane przez nas zachodnie programy trwają np. 22, 44 czy 42 minuty. Jeśli oprócz programu trwającego 44 minuty nadamy w godzinie 12 minut reklam, do pełnej godziny zostaje nam luka. Co z nią zrobimy? Musimy tam przecież coś nadawać – argumentował wczoraj Zygmunt Solorz-Żak, właściciel Telewizji Polsat. Jak dodał, telewizje będą pewnie musiały w takiej sytuacji sięgnąć po nadawanie jakichś krótkich, dwuminutowych miniprogramów.
– Trudno będzie powrócić do poprzednich sześciu minut, ale widzę pole manewru do rozmów – zapewnił Dworak. Za ograniczeniem czasu na autopromocję opowiada się Iwona Śledzińska-Katarasińska, przewodnicząca Sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu.
– Autopromocja z punktu widzenia widza jest niczym innym jak dodatkową reklamą i przy powszechnej niechęci widzów do reklam zdecydowaliśmy się na to ograniczenie. Nie było to jednak działanie przeciw nadawcom, ale w interesie widza – tłumaczyła.
Zmiana w prawie obowiązuje od tego tygodnia, a została wprowadzona przy okazji nowelizacji ustawy o RTV pod kątem tzw. dyrektywy audiowizualnej. Najwięksi prywatni nadawcy: TVN, Polsat spółka Polskie Media (właściciel koncesji stacji TV4) oraz TV Puls w liście wysłanym do marszałka Senatu i premiera podkreślali jednak, że nowego obowiązku, jaki został na nich nałożony, nie ma w dyrektywie. Ich zdaniem przyjęte rozwiązanie ogranicza ich możliwości autopromocyjne do „absurdalnego minimum" oraz pozbawia ich możliwości prowadzenia komunikacji z widzem.