Na początku roku spółki sprzedające energię elektryczną wysyłały swoim klientom wraz z rachunkami informację o tym, że za 59 proc. ceny prądu dla gospodarstw domowych odpowiada „koszt uprawnień do emisji CO2, wynikający z polityki klimatycznej UE”. Zdaniem ekspertów te koszty w 2021 r. wynosiły 20–30 proc. Organ antymonopolowy nie zajmuje się jednak kampanią billboardową Towarzystwa Polskie Elektrownie, lecz informacjami, które spływały do klientów bezpośrednio od sprzedawców razem z rachunkami za prąd.
W efekcie zgłaszanych skarg prezes UOKiK wystąpił do siedmiu sprzedawców energii – Tauron Sprzedaż, Tauron Sprzedaż GZE, PGE Obrót, Enea, Energa Obrót, Polenergia Sprzedaż oraz PGNiG OD. – Wystąpienie dotyczyło przede wszystkim informacji o strukturze kosztów wytworzenia energii – wyjaśnia nam UOKiK.
Łukasz Batory, szef działu energetyki w Kancelarii Modrzejewski i Wspólnicy sp.j., wyjaśnia, że UOKiK będzie badać, czy zostały naruszone zbiorowe interesy konsumentów i na ile podawana przez spółki informacja była pełna i prawdziwa. Jego zdaniem już sama struktura kosztów energii przekazana klientowi rodzi wątpliwości, bo nie wskazano, że energia ta pochodzi ze źródeł węglowych, ani nie wskazano w informacji od sprzedawcy, że jest to koszt wytworzenia. – Wskazano jedynie elementy składowe cen energii, bez dodatkowego wyjaśnienia – dodaje Batory.
Czytaj więcej
Reklama z żarówką dotycząca kosztów energii miała naruszyć standardy wynikające z Kodeksu Etyki R...
Pytany o ewentualne kary Batory wskazuje, że prezes UOKiK w razie stwierdzenia uchybień informacyjnych ma szeroki wachlarz nałożenia kar. – Może nałożyć karę nie większą niż 10 proc. obrotu osiągniętego w ub.r. Takich dużych kar nie będzie, biorąc pod uwagę, że tych informacji już się nie rozpowszechnia – wyjaśnia Batory.