Cyberslacking, czyli korzystanie z Internetu w celach prywatnych, to zjawisko, z którym coraz częściej muszą mierzyć się pracodawcy.  Serwisy społecznościowe, portale plotkarskie, gry sieciowe czy serwisy pogodowe skutecznie odciągają uwagę pracowników od wykonywania powierzonych im obowiązków. Do cyberslackingu według badania firmy Gemius przyznaje się ok. 90 proc. polskich pracowników. Większość uważa jednak, że nie ma w tym nic szkodliwego, jeśli nie przeszkadza to w wypełnianiu obowiązków służbowych.

Inaczej wygląda to od strony pracodawcy. – Jeśli na cyberslacking pracownik poświęca ok. 10 proc. czasu spędzanego w pracy, a na pozostałe czynności, takie jak przerwa na kawę i papierosa czy toaleta, kolejne 10 proc., to nie ma powodów do niepokoju. Wszystko mieści się w normie – uważa Grzegorz Gawliczek, ekspert w dziedzinie informatyki w biznesie i członek Stowarzyszenia Aktywnych Przedsiębiorców Śląskich (SAPŚ). – Jeśli jednak czas faktycznej pracy jest mniejszy niż 70 proc. ogólnego czasu pracy, to warto  pomyśleć o programie monitorującym aktywność pracownika – dodaje. Gawliczek szacuje, że ograniczenie czasu na surfowanie po Internecie tylko o pół godziny dziennie, czyli ok. 130 godzin w skali roku, powinno przynieść firmie zatrudniającej 100 pracowników 280 tys. zł oszczędności. Kwota została wyliczona na podstawie o średniego krajowego wynagrodzenia i ośmiogodzinnego dnia pracy.

Koszt zakupu aplikacji, która śledzi, na jakie strony internetowe wchodzi pracownik, a nawet  monitoruje częstotliwość uderzania w klawiaturę komputerową, wynosi od kilku to nawet kilkuset tysięcy złotych. Zależy m.in. od ilości stanowisk, które system ma śledzić, oraz tego, na jakie rzeczy ma zwracać uwagę.