To pokłosie afery, jaka wybuchła w zeszłym miesiącu, związanej z eksplodującą baterią. Koreański producent najpierw zamieniał smartfony na nowe, które miały już być rzekomo pozbawione tych wad, ale gdy okazało się, że i w zamiennikach dochodzi do samozapłonu, ostatecznie zdecydował się wycofać model Note 7 z rynku.
Jak wyjaśnia nam Olaf Krynicki, rzecznik Samsunga w Polsce, do wymiany potrzebny jest dowód zakupu. – Jeśli klient go zgubi, będziemy go identyfikować po numerze IMEI – dodaje Krynicki.
Nie wiadomo natomiast, ile pieniędzy będzie można odzyskać, jeśli klient zdecyduje się na opcję odkupu. Każdorazowo ma być przeprowadzona bowiem wycena na podstawie średnich cen rynkowych opracowanych przez firmę GfK. Gdy we wrześniu miała miejsce premiera Note 7, urządzenie kosztowało 2,9 tys. zł.
Olaf Krynicki nie zdradza, ilu klientów w naszym kraju będzie dotyczyć akcja. Podobno te topowe telefony zakupiło jedynie kilkaset osób. Informacje o samozapłonach Note 7 zaczęły się bowiem pojawiać na chwilę przed polską premierą phabletu.
Afera z note'ami może kosztować koreański koncern ok. 3 mld dol. Ale – jak tłumaczy Miron Nurski, redaktor naczelny serwisu Komórkomania.pl – mamy do czynienia z sytuacją bez precedensu, więc długofalowe skutki tej wpadki trudno przewidzieć.