Rushdie jest niezrównanym bajarzem, a jego "Czarodziejka z Florencji" to erudycyjny i kompozycyjny popis. Niczym zwoje jedwabiu pisarz rozwija przed nami barwne historie. Przeplatają się, nachodzą na siebie, gubią, by nagle się odnaleźć i spleść w spójną opowieść. Chce on omamić i oczarować czytającego.
Do Sikri, zwycięskiego miasta wschodniego cesarza Akbara Wielkiego, przybywa jasnowłosy podróżny z Florencji. Nie wiadomo, kim jest: potężnym magiem czy zręcznym hochsztaplerem? Rushdie buduje tę postać z niedomówień. Przybył, by zobaczyć się z samym Akbarem i przekazać mu tajemnicę. Dzięki bezczelności i przedziwnemu urokowi włóczęga dociera przed jego oblicze. Cesarz jest władcą świata. Jeden gest i zadziorny młodzian może stracić życie.
Potężny, oświecony Akbar czuje jednak, że ten bezimienny nazywający siebie różnymi imionami zapełnia pustkę, która od lat jest w nim obecna. Zaczyna słuchać jego opowieści o księżniczce Quary Köz z własnego rodu Mogołów i jej służce Zwierciadle, których niezależność, siła i władza nad mężczyznami doprowadziły aż na krańce znanego świata: do dalekiej Florencji.
Więź między cesarzem, symbolizującym Wschód, i podróżnym z Zachodu się zacieśnia. Na nowo powołują do życia widmową postać księżniczki. Z warstwy opowieści przenika do powieściowej rzeczywistości. Taką moc sprawczą ma dar opowiadania.
Florentyńczyk występuje w roli Szeherezady. Jego los, zupełnie jak perskiej księżniczki, zależy od giętkości języka, wyobraźni, umiejętności utrzymania zainteresowania cesarza. Podobnie jawi się przed nami Rushdie. Skupia uwagę czytelnika, przenosząc go w różne przestrzenie i czasy, zaludniając powieść postaciami historycznymi, które istnieją obok fikcyjnych na równych prawach, malując przebogate tło kulturowe.