Szerokie pasmo kultury

Nadchodzi złota era dla książki w... abonamencie

Publikacja: 06.02.2009 15:30

Red

Co stanie się z książką, gdy formę papierową zastąpi plik? Moim zdaniem będzie się miała jak najlepiej, stanie się łatwiej dostępna niż kiedykolwiek dotąd. Dobrze, ale dlaczego w ogóle mielibyśmy czytać na monitorze? Przecież to niefunkcjonalne – czytnika nie można wziąć do wanny, poza tym nie pachnie farbą drukarską, nie czujemy faktury papieru pod palcami. Wbrew pozorom te argumenty są bardzo istotne, i to dzięki nim przemysł książkowy wciąż trzyma się mocno. Dni jego są jednak moim zdaniem policzone, a zmierzch książki papierowej przyjdzie znacznie szybciej, niż myślimy.

Przełomem jest zastosowanie technologii e-papieru, która pozwala komfortowo czytać na wyświetlaczu specjalnego czytnika, jakim jest chociażby skutecznie już wypromowane w USA Kindle. Przyjrzyjmy się polityce firmy Amazon, jednego z głównych graczy w e-biznesie. W ciągu 12 miesięcy 2008 roku firma ta obniżyła koszt swojego czytnika Kindle o 40 dolarów i jednocześnie podniosła średnią cenę nowości książkowej w pliku z 2,99 na 9,99 USD i podwoiła liczbę oferowanych e-booków (jest ich obecnie ok. 200 tysięcy). Moim zdaniem taki czytnik jak Kindle niebawem będzie kosztował tyle, co telefon komórkowy, czyli złotówkę. A kiedy tak się stanie, plik w bardzo szybkim tempie wyprze książkę papierową, doprowadzając jednocześnie do bankructwa księgarnie i drukarnie oraz stawiając pod znakiem zapytania sens funkcjonowania większości bibliotek.

O przyszłości książki nie sposób myśleć w kategoriach abstrakcji, czyli samego pliku. Plik ma wiele bardzo przyjaznych cech, jak możliwość wewnątrztekstowego przeszukiwania treści, łatwości kopiowania zaznaczonych fragmentów tekstu i wklejania ich do własnych dokumentów, tworzenia własnych zakładek itp. Ale przede wszystkim sam plik nic nie kosztuje! Nie kosztuje jego powielenie, jego składowanie, transmisja, czyli dystrybucja treści. Wartość ma sama treść (z ekonomicznego punktu widzenia tylko wówczas, gdy chroniona jest copyrightem, a więc przez okres życia i 70 lat od śmierci twórcy), tę treść można jednak dystrybuować w sposób masowy, szerokopasmowy, jak terabajty innych informacji w światłowodzie.

Dlaczego czytnik ma być za złotówkę? Bo można na nim zarabiać tak samo jak na usługach telekomunikacyjnych – wprowadzając opłaty abonamentowe. A opłaty abonamentowe to wielka szansa dla kultury. Szansa dla wydawców i firm dostarczających usługi dostępu do Internetu. Kończy się era bezpłatnej wymiany plików. Wydawcy książek, płyt, filmów, a także twórcy lada moment sięgną po należne im pieniądze. Tylko ich uparty konserwatyzm sprawia, że po te pieniądze nie sięgnięto już dziesięć lat temu.

Kiedy czytnik e-książek (a także plików MP3 i MP4, czyli muzyki i filmów) dostępny będzie za złotówkę, wówczas korzystanie z e-kultury stanie się zjawiskiem masowym. Nie dlatego, że takie będą preferencje użytkowników; te pozostaną bardzo zróżnicowane. Zadecydują cena i łatwość dostępu. Jeżeli w abonamencie za, dajmy na to, 15 zł będziemy mieli bezpłatny dostęp do trzech e-książek w miesiącu, to my te trzy e-książki ściągniemy.

Wciąż pozostaną osoby przywiązane do książki jako produktu – choćby dlatego, że lubimy formę materialną, lubimy ten szelest i zapach. Zgoda. Rzecz jasna e-książka w abonamencie sama w sobie nie odmieni naszych potrzeb obcowania z kulturą, ale wywróci do góry nogami dotychczasowy rynek. I to wystarczy! Bo oto znajdziemy się w sytuacji, w której książka papierowa konkuruje z e-książką na bardzo nierównych zasadach. I konkuruje nie z e-książką, którą dzieciaki ciągną nielegalnie z sieci BitTorrent, ale z taką, którą każdy z nas ma legalnie w swoim legalnym, kupionym za złotówkę, czytniku. Nielegalne zniknie, bo będzie zbyteczne.

Na pewno część społeczeństwa wciąż będzie książkę papierową kochać i hołubić. Ale już nie zawsze kupować. Książka papierowa będzie coraz droższa, podczas gdy książka elektroniczna stanie się coraz tańsza, bo w promocji ktoś nam dołoży pakiet 15 tytułów gratis, a dzieła nieobjęte copyrightem, czyli 99 proc. spuścizny, będą i tak za darmo. Wydawcy zrezygnują z druku offsetowego, potrzeby miłośników papieru z powodzeniem zaspokoją drukarnie cyfrowe. Równie szybko wydawcy zrezygnują z księgarń, które w tej walce konkurencyjnej są nieefektywne i przede wszystkim koszmarnie drogie.

Drogie w utrzymaniu księgarnie stracą rację bytu także dlatego, że nie będą w stanie oferować szerokiego dostępu do kultury. Empik jest w stanie pomieścić średnio 25 tys. tytułów na półce swojego salonu. Empik.com czy Merlin mogą zaoferować w wirtualnych sklepach 250 tys. tytułów albo nawet więcej. Ale to wciąż mało, bo choć Internet daje nieskończone możliwości ekspozycyjne, to fizycznie wytworzone tytuły trzeba przecież gdzieś składować – choćby w jednym egzemplarzu. W przypadku plików tych ograniczeń nie ma. Dlatego uruchomiona pod koniec 2008 roku biblioteka europejska Europeana oferuje 2 mln dokumentów, a Google pewnie niedługo będzie miał ich 10 mln. Nietrudno sobie wyobrazić automaty do druku na żądanie książek (technologicznie już możliwe), które będą łączyć się online z serwerami na przykład Google’a i pobierać odpowiedni plik – wybrany z nieskończenie bogatej oferty. Otrzymamy gotową książkę, w dodatku spersonalizowaną – z dedykacją dla babci, z większą lub mniejszą czcionką, z wybranym projektem okładki. Otrzymamy ją nie za bajońską sumę, ale za tyle, ile byśmy zapłacili za nią w księgarni. Bo druk cyfrowy jest tani, a będzie jeszcze tańszy. Ktoś wcześniej czy później wpadnie na pomysł, że w galerii handlowej można ustawić takie automaty i na nich zarabiać. Książka z automatu zastąpi książkę z księgarni. Książka z automatu w tej samej cenie, a może i tańsza!

Wszystko prawda, ktoś powie, ale nie tak szybko i nie tak prosto. Pozostaje przecież problem praw autorskich, wydawcy mogą nie wyrazić zgody na digitalizację ich tytułów. Odpowiem na to krótko – kto nie wyrazi zgody, ten frajer pompka, ale tak naprawdę mało kogo to będzie obchodzić. Bo klient i tak się zaspokoi. Nie kupi, to wymieni nielegalnie. Poza tym, pokażcie mi wydawcę, który chciałby być poza abonamentem, czyli nie uczestniczyć w wielkim rynku szerokopasmowej kultury?

Wbrew pozorom uważam, że dla książki nadchodzi złota era. Stanie się ona bardziej dostępna niż kiedykolwiek. Będzie tańsza, będzie nie tylko w zasięgu ręki, będzie wręcz wciskana na siłę niczym dodatkowy pakiet bezpłatnych esemesów. Chcesz mieć nowszy model czytnika z bajerami? – wykup abonament na 50 książek miesięcznie za jedyne 99 zł. Co z tego, że przeczytasz jedną albo i to nawet nie, i tak weź 50, może się kiedyś przyda, a jak się nie przyda, to i tak warto, bo tanio, bo inni mają. W końcu z 50 telewizyjnych kanałów w kablówce też wybieramy zaledwie kilka, co nie przeszkadza cieszyć się wolnością konsumpcji i posiadania.

Wszystko to nastąpi już niedługo. Kiedy? Gdy tylko czytnik będzie dostępny za złotówkę.

Co stanie się z książką, gdy formę papierową zastąpi plik? Moim zdaniem będzie się miała jak najlepiej, stanie się łatwiej dostępna niż kiedykolwiek dotąd. Dobrze, ale dlaczego w ogóle mielibyśmy czytać na monitorze? Przecież to niefunkcjonalne – czytnika nie można wziąć do wanny, poza tym nie pachnie farbą drukarską, nie czujemy faktury papieru pod palcami. Wbrew pozorom te argumenty są bardzo istotne, i to dzięki nim przemysł książkowy wciąż trzyma się mocno. Dni jego są jednak moim zdaniem policzone, a zmierzch książki papierowej przyjdzie znacznie szybciej, niż myślimy.

Pozostało 92% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski