Postać nietuzinkowa i przez wielu uwielbiana, miała również niemało przeciwników. Uważano ją za ikonę feminizmu, może nie na miarę Glorii Steinem czy Germaine Greer, jej wojujących i nieprzejednanych równolatek. Sontag była „thinking man’s crumpet”, jak mówią Anglicy, cizią wykształciuchów, obiektem admiracji intelektualistów – i to nie tylko ze względu na urodę. W tradycyjnie patriarchalnym społeczeństwie anglosaskim znany jest kompleks „stern matron”, surowej damy, której ostre reprymendy a nawet kary przyjmowane są z perwersyjną satysfakcją. Myślę, że był to po części przypadek Sontag i jej nieszczęście zarazem – słuchano jej, ale i tak myślano swoje, by móc znów z przyjemnością odebrać jej ach jakże ostre połajanki.
[srodtytul]Narodziny cierpiętnicy[/srodtytul]
Zapiski, jakie zostawiła, opracował jej syn David Rieff. „Reborn” (wyd. Hamish Hamilton) to pierwszy z trzech zapowiadanych tomów, obejmuje lata 1947 – 1963. Urodzona w 1933 Sontag wcześnie zaczęła prowadzić notatki. Już jako 15-latka deklaruje: „Czuję, że mam lesbijskie skłonności (piszę o tym niechętnie)”. Ale gdy zaczęła, nie potrafiła przestać. Cały ten tom to wyznania dziewczyny, potem kobiety, która dręczy się brakiem „okazywanego fizycznie uczucia i porozumienia umysłów” – tak brzmiał zapis z grudnia 1948, w zmienionej formie przewija się on przez wszystkie lata. Szukała stale, pełna niepewności, czy dobrze wybrała, czy naprawdę kocha, czy jest kochana. A potem wyrzucała sobie, że nie potrafiła dostrzec oznak końca związku – i tego, że to nie ona kończyła.
Szesnaście lat psychicznej mordęgi. Raptem trzy poważne związki: H i I. Susan, młodziutka studentka w Berkeley, bez zbytnich oporów dała się zaciągnąć do baru homoseksualistów przez pierwszą kochankę występującą pod inicjałem H. Sontag wyjechała do niej do Paryża, gdzie H pracowała jako dziennikarka. We Francji poznała I, czyli Marię Irenę Fornes.
Przejęła ją po H, mieszkała z nią w Paryżu i później w USA. A trzeci związek? Mąż. Jej akademicki nauczyciel, za którego wyszła nie mając jeszcze 18 lat. I którego zostawiła razem z niespełna pięcioletnim Davidem, by wyruszyć do Europy. Nie zazdroszczę Rieffowi pracy. Musiał zapewne ze zdziwieniem odnotować zaskakująco rzadkie wzmianki o ojcu i rodzinie, wspólnym życiu. Jest krótka notka o zaręczynach w grudniu 1949; rok później Susan zapisuje: „Wychodzę za Philipa z pełną świadomością + obawą przed wolą autodestrukcji”.