Komiksowy bohater skończył w styczniu 80 lat. Nie wygląda na tyle, ale czy Supermanowi ktoś dałby siedem dych z okładem? Nie czarujmy się, idole z klasycznych komiksów to emeryci, którzy dawno już powinni zaprzestać ryzykownych ekspedycji dla ratowania świata. Ławeczka, ogródek, nieco ubarwione reminiscencje z niebezpiecznych misji, oto co im się należy.
Tymczasem Tintin rusza dalej na podbój. Tym razem Polski. Odwiedził już cały świat, przemierzał głębie oceanów, a nawet wybrał się w kosmos. Na swoją pierwszą wyprawę wścibski reporter ruszył do Kraju Rad, jak kiedyś zwano Związek Sowiecki. Pewnie musiał z rodzinnej Belgii jechać pociągiem przez Warszawę, ale historia o tym milczy. Wiemy, że pojawił się w Polsce w 1994 roku (pierwsze przekłady), długo miejsca nie zagrzał; ponownie próbował niemal dekadę później, też bez większych efektów. Czy teraz mu się uda?
Tintina warto poznać. Jego przemądrzały pies Miluś mógłby podobnie przemądrzałego Tytusa wysyłać po kości. Niech będą banany. Tłumacz najnowszego wydania, Marek Puszczewicz, potwierdza: – Tintin ma swoje miejsce na rynku, bo to bohater uniwersalny i politycznie poprawny. Zarzucano mu wprawdzie różne niecne czyny, ale Hergé, autor przygód Tintina, tłumaczył zawsze, że jego zachowanie było typowe dla białej społeczności Belgii, burżuazyjnej i przekonanej o niezbywalnym prawie do posiadania kolonii.
Polowanie na nosorożce, jakie Tintin przedsięwziął z laską dynamitu w kieszeni (wynik: Tintin 1, nosorożec 0) nie podoba się do dziś obrońcom natury. Inne epizody też budzą kontrowersje, ale teraz skłonni jesteśmy odpuścić „grzechy młodości” (jak argumentował sam Hergé), zwłaszcza że wydają się niczym w porównaniu z armageddonami, jakie rutynowo wywołują bohaterowie współczesnych komiksów.
Tintin zapewniał rozrywkę, a przy okazji uczył. Hergé był pedantem, sprawdzał wszystkie szczegóły (pracownicy Hergé Studios twierdzili, że przygotowanie jednego tomu zabierało nawet trzy lata), rzadko się mylił. Zresztą błędy były głównie skutkiem niedopatrzenia: parasol innego koloru, ptaszysko na fladze z odwróconym łbem. Przy rysowaniu postaci pary policjantów nigdy nie wpadł. – Brano ich za bliźniaków – mówi Puszczewicz – ale dla wprawnego oka różnią się wyraźnie, na przykład wąsami.