Choć napisana około 1879 roku, sprawdzi się lepiej, niż film Woody'ego Allena! Literacko – ramota, ale w kwestiach edukacji seksualnej jak najbardziej aktualna. To fabularyzowany poradnik seksualnych rozrywek, maksymalnie urozmaiconych technicznie. Taka angielska Kamasutra.
Pikanterii dodaje fakt, że „Perła" powstała za czasów królowej Wiktorii, najbardziej pruderyjnej monarchini ówczesnej Europy. Jak wiadomo, cnotliwa Wiktoria zabroniła Erosowi wstępu do swego imperium, za to z honorami przyjęła Hipokryzję. U nas za wzorcowego kołtuna uchodziła pani Dulska, w Anglii jej duchową krewniaczką okazała się miss Grundy. Niejako patronka cenzury. Nie tej politycznej, lecz obyczajowej. Kiedy padało pytanie – co pani Grundy powiedziałaby na to – oznaczało, że dzieje się coś nagannego. Jakie to miało konsekwencje w mowie salonowej oraz w literaturze? Tworzono tasiemcowe łamańce słowne, żeby tylko nie nazywać rzeczy i zjawisk – zwłaszcza trywialnych – po imieniu. Na przykład, słowo gwałt zastąpiła „napaść na tronie miłości".
Jak w takiej atmosferze mogła powstać „Perła", utworek półpornograficzny, tematem i klimatem kojarzący się z libertyńską przedrewolucyjną Francją? Jasne, że anonimowo – nikt nie ośmieliłby się sygnować tego typu literatury nazwiskiem.
Tom „Perła" zawiera dwa fingowane pamiętniki. Pierwszy wyszedł spod pióra panny, potem mężatki nazwiskiem Beatrice Pokingham; drugi skreślił pewien dżentelmen peregrynujący po świecie w poszukiwaniu rozkoszy. Opowieści komplementarne, relacjonują mniej więcej analogiczne doświadczenia, ukazane najpierw z kobiecego, potem męskiego stanowiska.