bo albo za wcześnie na nie‚
albo nie zdołam ich pojąć.
Spis pytań jest długi‚
porusza sprawy ważne i mniej ważne‚
a że nie chcę was nudzić‚
wyjawię tylko niektóre:
Co było rzeczywiste‚
a co się ledwie zdawało
na tej widowni
gwiezdnej i podgwiezdnej‚
gdzie prócz wejściówki;
Co z całym światem żywym‚
którego nie zdążę
z innych żywym porównać;
O czym będą pisały
nazajutrz gazety;
kiedy ustaną wojny
i co je zastąpi;
Na czyim teraz palcu
serdeczny pierścionek
skradziony mi – zgubiony;
Gdzie miejsce wolnej woli‚
która potrafi być i nie być
równocześnie;
Co z dziesiątkami ludzi –
czy myśmy naprawdę się znali;
Co próbowała mi powiedzieć M.‚
kiedy już mówić nie mogła;
Dlaczego rzeczy złe
brałam za dobre
i czego mi potrzeba‚
żeby się więcej nie mylić?
Pewne pytania
notowałam chwilę przed zaśnięciem‚
Po przebudzeniu
już ich nie mogłam odczytać.
Czasami podejrzewam
że to szyfr właściwy.
Ale to też pytanie,
które mnie kiedyś opuści.
Więcej wierszy Wisławy Szymborkiej
Powiedzieli:
Michał Rusinek, poeta, sekretarz poetki
Zapamiętam moment, gdy w 1996 r. pani Wisława odbierała literacką Nagrodę Nobla. Zgodnie z ceremoniałem powinna najpierw ukłonić się królowi, następnie członkom Akademii Szwedzkiej, a dopiero na końcu publiczności. Ale poetka pomyliła kolejność i najpierw pokłoniła się ludziom na widowni. To bardzo wymowna
i symboliczna scena. W przyjaźni dochowywała wierności. Zapamiętam jej takt, skromność i elegancję. Gdy ktoś ją za to komplementował, reagowała oburzeniem. Uważała, że tacy powinniśmy być, że taka jest norma.
W jej archiwum pozostało kilkanaście niepublikowanych wierszy. W tym roku ukażą się nakładem oficyny a5.
Jerzy Pilch, pisarz
Poeci są rozmaici, wielcy, a do siebie podobni i zupełni samotnicy – Wisława Szymborska należała do tej drugiej kategorii: dokonała swojego odkrycia poetyckiego, które wyraziło jej zdumienie życiem na powierzchni planety Ziemia. Tym, co się na niej stało, od rzeczy i sytuacji najprostszych, do zdarzeń ostatecznych, jakimi, w swoich absolutnie doskonałych tekstach, się dziwiła. Również tworzeniu poezji.
Miałem to szczęście, że poznałem Wisławę Szymborską dzięki Kornelowi Filipowiczowi, przez wiele lat towarzyszowi jej życia – pisarzowi, do którego ja, młody 30-latek, nosiłem próbki literackie w latach 80. Wyróżniała się wszystkim: rodzajem humoru, sposobem bycia – niezwykle charyzmatyczna postać. Gdyby była aktorką i grała role drugoplanowe, to i tak cała widownia na nią by patrzyła. Jak wchodziła na bankiet – skupiała na sobie uwagę, choć można było o niej powiedzieć wszystko z wyjątkiem tego, że jest pyszałkowata, dumna albo razi pozami. Była od tego wolna. I kiedy o niej teraz myślę, wydaje mi się ucieleśnieniem wolności.
Mimo to Wisławę Szymborską atakowano za epizod socrealistyczny, co jest absurdem wyjątkowym, bo dotyczy młodziutkiej poetki, a młodziutkie poetki w tamtych czasach nie chciały pisać z miłości do Józefa Stalina, tylko robić to, co robią młodziutkie poetki w każdej epoce, czyli tworzyć tak jak starsi koledzy. Wielkim mistrzem był dla niej Mieczysław Jastrun, poeta światły, rozległy, który mógł imponować, oraz Władysław Broniewski. Opowiedziała mi o nim anegdotę. Po imprezie literackiej w Krakowie jechali razem taksówką. Broniewski był „na lufie” i popisywał się przed poetką oraz taksówkarzem. Gdy zaczynał mówić wiersz mniej znany, taryfiarz za każdym razem trafiał, kto jest autorem: Norwid, Staff, Przyboś. Na końcu wkurzony, ale i rozbawiony Broniewski powiedział coś swojego, na co kierowca z lekceważeniem miał westchnąć: „Tak, to jest Broniewski. Znam go, ale kompletnie nie cenię!”.
Andrzej Łapicki, aktor, reżyser
— Wisława Szymborska to moja ulubiona poetka ostatniego pięćdziesięciolecia. Czytałem ją i czytam, kilka wierszy znam na pamięć. Cenię szczególnie za to, że jest autorką bliską ludziom, która nie stawia się wyżej od czytelnika: prostą, skromną a jednocześnie mądrą i głęboką w przemyśleniach aż zatyka. Jej wyjątkowość polega na tym, że obserwowała świat z pozycji zwykłego człowieka, opisywała zwykłe rzeczy i umieszczała w swojej poetyckiej rzeczywistości — niezwykłej. Śmierć Wisławy Szymborskiej jest ogromną stratą. Wyrwą w naszej kulturze.
Halina Kwiatkowska, aktorka
Przed laty, w Krakowie, mieszkałyśmy z Wisławą Szymborską, w tym samym domu, ale znałyśmy się tylko przelotnie. Potem czytałam jej wiersze, wielokrotnie je recytowałam, pracowałam też nad nimi ze studentami III roku w krakowskiej szkole teatralnej.
Zapamiętałam moje spotkanie z Wisławą Szymborską, na urodzinach Jerzego Pomianowskiego. Ona już wtedy była laureatką Nagrody Nobla. Nie widziałyśmy się wiele lat. Usiadłyśmy razem i rozmawiałyśmy ze trzy godziny. Zwracała się do mnie po imieniu, chociaż nigdy nie wypiłyśmy bruderszaftu. Nie wywyższała. Była ogromnie skromnym, ciepłym człowiekiem.
Anna Polony, aktorka
Choć jestem miłośniczką literatury klasycznej, właśnie jej wiersze były mi najbliższe. Odnajdywałam w nich swoje myśli, odczucia, postrzeganie świata. Ta poezja zachwycała mądrością i głębią, a z drugiej strony – prostotą. Było w niej coś skromnego, zrozumiałego dla przeciętnego człowieka. Panią Wisławę poznałam ponad 20 lat temu. Niedawno otrzymałam najnowszy tomik „Milczenie roślin”. Tytuł bardzo symptomatyczny, bo ona ostatnio była jak milcząca roślinka. Teraz kiedy myślę o niej, przypominają mi się jej słowa: „nie ma takiego życia, które choćby przez chwilę nie było nieśmiertelne”.
Janusz Drzewucki, poeta, redaktor naczelny Czytelnika
Poezja Wisławy Szymborskiej jest poezją złotego środka i równowagi, jest żywym dowodem na to, że poezja współczesna i nowoczesna nie musi być hermetyczna, wręcz przeciwnie – może być komunikatywna, nastawiona na odbiorcę.
Zastanawiając się nad miejscem Wisławy Szymborskiej w historii polskiej poezji współczesnej, trzeba pamiętać, że jest ona nie tylko rówieśniczką Zbigniewa Herberta i Tadeusza Różewicza, ale także Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Tadeusza Borowskiego. Nie należała nigdy do żadnych grup literackich, nie podlegała modom, obce jej zawsze były unifikujące wszelką indywidualność artystyczną kierunki i tendencje, nie da się jej też przypisać do żadnego literackiego pokolenia. Nie miała mistrzów, na nikim się nie wzorowała, nie doczekała się też epigonów. Zawsze sama sobie była sterem, żeglarzem i okrętem.
Co stanowi o indywidualnym charakterze jej liryki? Przede wszystkim intelektualny dystans wobec opisywanego świata, następnie ironia, wyczucie dwuznaczności języka i celność poetyckiej formuły.
Jej utwory, raz przeczytane, zapadają głęboko w pamięć, nie sposób ich pomylić. Każdy jest inny, bo każdy jest o czymś innym. Po prostu – Szymborska pisze wyłącznie wiersze ważne i bardzo ważne. Każdy z nich ma swoją własną konstrukcję i kompozycję, swój wewnętrzny rytm. Z drugiej zaś strony, każdy z tych utworów nosi piętno specyficznego stylu Szymborskiej. Wierszy tej poetki nawet czytelnik przeciętnie wrażliwy i zorientowany nie pomyli z utworami jakiegokolwiek innego autora.
Poezja Szymborskiej to autentyczna szkoła stylu i szkoła myślenia.
Jan Paweł Gawlik, dramaturg, teatrolog
— Niezwykły talent Wisławy Szymborskiej dojrzewał w krakowskim środowisku literackim. Literacki Kraków był rozczłonkowany, ale miał swoją hierarchię. Bardzo wysoko stały w niej: krakowski oddział Związku Literatów i redakcja „Życia Literackiego”, gdzie Wisława prowadziła dział poezji. Ja zajmowałem się tam publicystyką, pracowali tam też m.in. Stefan Otwinowski, Zbigniew Kwiatkowski, Włodzimierz Maciąg. Wisława była w tym środowisku najciekawszą osobowością. I wspaniałym człowiekiem. Myśmy się wszyscy przyjaźnili. Wisława była towarzyska. Sama raczej nie zajmowała się prowadzeniem domu, więc często zapraszała nas na obiady do matki, do siostry.
Jej Nobel bardzo nas ucieszył, ale my i tak darzyliśmy ją wielkim szacunkiem. Kiedy „Życie Literackie” przestało istnieć, nadal spotykaliśmy się. Były wspólne kolacje, imieniny, rocznice, święta. W ostatnich tygodniach Wisława bardzo poważnie chorowała. Jej śmierć nie zaskoczyła nas, ale jest bardzo bolesnym doświadczeniem. Zachowamy ją w czułej pamięci. Jedynym pocieszeniem jest właśnie to, że ona zostanie z nami na zawsze. I nie tylko z nami. Także w polskiej literaturze.
Grzegorz Turnau, kompozytor, muzyk
— Moje pokolenie odkrywało Wisławę Szymborską w sposób naturalny, a nie jako noblistkę — jej wiersze po prostu się kupowało, czytało. Do dziś pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie tom „Koniec i początek". Kiedy się ukazał, miałem dwadzieścia parę lat.
Zdarzyło się też, że dostałem propozycję napisania muzyki do wiersza Wisławy Szymborskiej do poetyckiego programu telewizyjnego. Zareagowałem ostrożnie, pomyślałem, że to nie jest dobry pomysł, bo Szymborskiej się nie śpiewa: nie potrzebuje nikogo więcej w swojej przestrzeni poza sobą. W końcu dałem się jednak namówić i tak powstała kompozycja „Atlantyda" wydana na płycie „To tu, to tam", za co pani Wisława Szymborska obdarzyła mnie życzliwym uśmiechem. Później obdarzała też serdeczną uwagą moich najbliższych, co było związane z Krakowem, losami naszych rodzin i środowisk. Myślę,że szukała kontaktu z ludźmi o podobnym stosunku do przypadkowości i kruchości człowieczego losu. Jeżeli taki stosunek wyczuwała, a wraz z nią żarliwość, biorącą się z poczucia bliskości takiej osoby — wtedy pozwalała się do siebie zbliżyć. Tak mi się wydaję.
—not. b.m., j.c., j.b.-s.