Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono

W środę wieczorem w wieku 89 lat zmarła w swoim domu w Krakowie wybitna polska poetka, noblistka, Dama Orderu Orła Białego Wisława Szymborska

Aktualizacja: 02.02.2012 09:16 Publikacja: 02.02.2012 02:44

Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Była ósmą kobietą w ponadstuletniej historii literackiej Nagrody Nobla uhonorowaną tym najwyższym pisarskim wyróżnieniem.

Swoje książki wydawała w krakowskich wydawnictwach: a5, Znaku i Wydawnictwie Literackim. W tej właśnie kolejności.

Ku uciesze swojej i przyjaciół pisywała limeryki, które po wielu latach stać się miały nawet jej poetyckim daniem firmowym, czasem chyba ze szkodą dla jej utworów najważniejszych. Tak się stało w 2003 roku, gdy w kilka miesięcy po wydaniu tak długo oczekiwanego tomu „Chwila" ukazały się „Rymowanki dla dużych dzieci z wyklejankami Autorki". To w tej książce znalazły się Szymborskiej „moskaliki", „odwódki" i „lepieje". Te ostatnie dotykały kulinariów: „Lepiej życia zwichnąć oś,/ niż tu skonsumować coś", „odwódki" – jak sama nazwa wskazuje – alkoholi: „Od bourbona straszna śledziona", a „moskaliki" odwoływały się do naszej narodowej tradycji literackiej: „Kto zaś o Sarmatach twierdzi,/ że z kimkolwiek im do pary,/ niech się nad nim lud rozsierdzi/ pod plebanią świętej Klary!".

Jesienna próba wiersza

Gdy w zakopiańskiej Astorii dosięgła ją wiadomość o otrzymaniu noblowskich laurów, w pierwszej reakcji powiedziała: „I po co wzięłam pióro do ręki?". Po sztokholmskich uroczystościach poetycko zamilkła aż na sześć lat, a że „Koniec i początek", ostatni jej tom przed Nagrodą Nobla, wydany został w 1993 roku, można rzec, że nabierała poetyckiego oddechu przez dziewięć lat! Naprawdę jednak było trochę inaczej, niezależnie od faktu, że poetka – o czym mówiła publicznie – nader często czyniła użytek z kosza do śmieci. Mawiała: „Wiersz napisany wiosną niekoniecznie wytrzymuje próbę jesieni". Dzięki temu w jej późnych tomach nie pojawiały się wiersze przypadkowe i nieudane.

Błyskawicznie zareagowała Szymborska na zamach na World Trade Center, publikując w „Gazecie Wyborczej" – włączoną później do „Chwili" – „Fotografię z 11 września". Z całą pewnością było to – chyba nie tylko w Polsce – najwybitniejsze literackie świadectwo wydarzenia, po którym wszędzie powtarzano niczym mantrę, że odtąd świat będzie już inny. W każdym razie, dwudzieste stulecie żegnała w „Schyłku wieku" bez cienia żalu, bo i po czym?

A z nieszczęściami oswajała się poetka wcześniej. W „Minucie ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej" – bohaterskiej nauczycielce, która zginęła, ratując cudze dzieci z płomieni – wierszu zakatowanym na akademiach i „analizach" przeprowadzanych w szkołach, dała wyraz tym samym uczuciom co po 11 września 2001 roku.

Ksiądz Jan Twardowski radził: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą", i wzięliśmy sobie tę radę do serca. Dużo wcześniej, właśnie w „Minucie ciszy po Ludwice Wawrzyńskiej", Wisława Szymborska pisała: „Minuta ciszy po umarłych czasem do późnej nocy trwa". A kończyła wiersz słowami: „Tyle wiemy o sobie,/ ile nas sprawdzono./ Mówię to wam/ ze swego nieznanego serca".

A co przyniosło „sprawdzenie" poetki? Przede wszystkim „odkrycie" jej pierwszych tomów poetyckich: „Dlatego żyjemy" i „Pytania zadawane sobie". A w nich socrealistycznych świadectw tamtego czasu: wierszy o Leninie, Stalinie, Armii Czerwonej. Przypomniano okoliczności jej debiutu w 1945 roku i pierwsze publikacje w „Walce", dodatku do „Dziennika Polskiego". Doszukano się reportaży prasowych, takich jak „Kolor spraw ważnych", o małym miasteczku Słomniki, w którym przed wojną było ciężko, po wojnie nastąpiły zrozumiałe trudności, ale w przyszłości miało być wspaniale.

W 1991 roku w wywiadzie dla „Tygodnika Literackiego" powiedziała: „Należałam do pokolenia, które wierzyło. Ja uwierzyłam. Wypełniałam swoje »wierszowane zadania« z przekonaniem, że robię dobrze. Jest to najgorsze doświadczenie w moim życiu".

Nasza nikła Ziemia

W działalność polityczną w latach późniejszych angażowała się w stopniu umiarkowanym. Anna Bikont i Joanna Szczęsna w książce „Pamiątkowe rupiecie, przyjaciele i sny" powołują się np. na prof. Wacława Twardzika, który z zakopiańskiej Halamy, gdzie Szymborska zwykła jeździć jesienią, zapamiętał, że gdy w stanie wojennym zaczynał się „Dziennik", poetka z gronem przyjaciół wychodziła, by zagrać w karty...

Kiedy w 1985 roku wydrukowała wiersz w paryskiej „Kulturze", podpisała go pseudonimem. Swoją drogą, tej „Dialektyki i Sztuki" nie zdecydowała się umieścić w żadnym zbiorze wierszy. I chyba miała rację, bo utwór był nadto doraźny.

W 1986 roku nie przyjęła ministerialnej nagrody za „Ludzi na moście", twierdząc, że wystarczająco usatysfakcjonowała ją doroczna nagroda miesięcznika „Odra". Naprawdę jednak przyjęła, też za ten tom wierszy, podziemną Nagrodę Kulturalną „Solidarności".

W Sztokholmie powiedziała: „Wysoko sobie cenię dwa małe słowa »nie wiem«. Małe, ale mocno uskrzydlone. Rozszerzające nam życie na obszary, które mieszczą się w nas samych, i obszary, w których zawieszona jest nasza nikła Ziemia".

W Skandynawii zrobiła, bez przesady, furorę. Widać, dobry był to czas dla poetki, której wiersze znakomicie przełożył na szwedzki Anders Bodegard. Wspominając radosny dla nas werdykt z 1996 roku, mówił w rozmowie z „Magazynem Literackim KSIĄŻKI":

„Sama laureatka zupełnie nie liczyła na Nobla, bo przecież rok wcześniej został nagrodzony Seamus Heaney i nikt się nie spodziewał, że rok po roku nagroda przypadnie poecie. Czekałem na werdykt bez żadnego obciążenia, a przeżyłem szok. Dziś wiersze Wisławy Szymborskiej czyta się nawet na pogrzebach. Chociaż poetka zapewne wolałaby, aby było to raczej na weselach".

Najważniejszą nagrodę literacką w świecie otrzymała – jak dowiedzieliśmy się z uzasadnienia – „za poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości". Ujęła słuchaczy prostotą zachowania, mądrością wypowiedzianych słów, nazwanych następnego dnia przez prasę „najdłuższym wierszem Szymborskiej", a i tymi nieszczęsnymi papierosami, które ćmiła bez umiaru.

Przyzwyczaiła nas do swojego milczenia. Ale i do niespodzianek. Ni z tego, ni z owego wypowiedziała się na przykład dla włoskiej prasy w kwestii lustracji. A w „Schyłku wieku" Wisława Szymborska relacjonowała:

Jak żyć – spytał mnie w liście ktoś


kogo ja zamierzałam spytać


o to samo.

Znowu i tak jak zawsze


co widać powyżej


nie ma pytań pilniejszych


od pytań naiwnych.

Spis

Sporządziłam spis pytań‚


na które nie doczekam się już odpowiedzi‚


bo albo za wcześnie na nie‚


albo nie zdołam ich pojąć.

Spis pytań jest długi‚


porusza sprawy ważne i mniej ważne‚


a że nie chcę was nudzić‚


wyjawię tylko niektóre:

Co było rzeczywiste‚


a co się ledwie zdawało


na tej widowni


gwiezdnej i podgwiezdnej‚


gdzie prócz wejściówki;

Co z całym światem żywym‚


którego nie zdążę


z innych żywym porównać;

O czym będą pisały


nazajutrz gazety;


kiedy ustaną wojny


i co je zastąpi;

Na czyim teraz palcu


serdeczny pierścionek


skradziony mi – zgubiony;

Gdzie miejsce wolnej woli‚


która potrafi być i nie być


równocześnie;

Co z dziesiątkami ludzi –


czy myśmy naprawdę się znali;

Co próbowała mi powiedzieć M.‚


kiedy już mówić nie mogła;

Dlaczego rzeczy złe


brałam za dobre


i czego mi potrzeba‚


żeby się więcej nie mylić?

Pewne pytania


notowałam chwilę przed zaśnięciem‚


Po przebudzeniu


już ich nie mogłam odczytać.

Czasami podejrzewam


że to szyfr właściwy.


Ale to też pytanie,


które mnie kiedyś opuści.

Więcej wierszy Wisławy Szymborkiej

Powiedzieli:

Michał Rusinek, poeta, sekretarz poetki

Zapamiętam moment, gdy w 1996 r. pani Wisława odbierała literacką Nagrodę Nobla. Zgodnie z ceremoniałem powinna najpierw ukłonić się królowi, następnie członkom Akademii Szwedzkiej, a dopiero na końcu publiczności. Ale poetka pomyliła kolejność i najpierw pokłoniła się ludziom na widowni. To bardzo wymowna

i symboliczna scena. W przyjaźni dochowywała wierności. Zapamiętam jej takt, skromność i elegancję. Gdy ktoś ją za to komplementował, reagowała oburzeniem. Uważała, że tacy powinniśmy być, że taka jest norma.

W jej archiwum pozostało kilkanaście niepublikowanych wierszy. W tym roku ukażą się nakładem oficyny a5.

Jerzy Pilch, pisarz

Poeci są rozmaici, wielcy, a do siebie podobni i zupełni samotnicy – Wisława Szymborska należała do tej drugiej kategorii: dokonała swojego odkrycia poetyckiego, które wyraziło jej zdumienie życiem na powierzchni planety Ziemia. Tym, co się na niej stało, od rzeczy i sytuacji najprostszych, do zdarzeń ostatecznych, jakimi, w swoich absolutnie doskonałych tekstach, się dziwiła. Również tworzeniu poezji.

Miałem to szczęście, że poznałem Wisławę Szymborską dzięki Kornelowi Filipowiczowi, przez wiele lat towarzyszowi jej życia – pisarzowi, do którego ja, młody 30-latek, nosiłem próbki literackie w latach 80. Wyróżniała się wszystkim: rodzajem humoru, sposobem bycia – niezwykle charyzmatyczna postać. Gdyby była aktorką i grała role drugoplanowe, to i tak cała widownia na nią by patrzyła. Jak wchodziła na bankiet – skupiała na sobie uwagę, choć można było o niej powiedzieć wszystko z wyjątkiem tego, że jest pyszałkowata, dumna albo razi pozami. Była od tego wolna. I kiedy o niej teraz myślę, wydaje mi się ucieleśnieniem wolności.

Mimo to Wisławę Szymborską atakowano za epizod socrealistyczny, co jest absurdem wyjątkowym, bo dotyczy młodziutkiej poetki, a młodziutkie poetki w tamtych czasach nie chciały pisać z miłości do Józefa Stalina, tylko robić to, co robią młodziutkie poetki w każdej epoce, czyli tworzyć tak jak starsi koledzy. Wielkim mistrzem był dla niej Mieczysław Jastrun, poeta światły, rozległy, który mógł imponować, oraz Władysław Broniewski. Opowiedziała mi o nim anegdotę. Po imprezie literackiej w Krakowie jechali razem taksówką. Broniewski był „na lufie” i popisywał się przed poetką oraz taksówkarzem. Gdy zaczynał mówić wiersz mniej znany, taryfiarz za każdym razem trafiał, kto jest autorem: Norwid, Staff, Przyboś. Na końcu wkurzony, ale i rozbawiony Broniewski powiedział coś swojego, na co kierowca z lekceważeniem miał westchnąć: „Tak, to jest Broniewski. Znam go, ale kompletnie nie cenię!”.

Andrzej Łapicki, aktor, reżyser



— Wisława Szymborska to moja ulubiona poetka ostatniego pięćdziesięciolecia. Czytałem ją i czytam, kilka wierszy znam na pamięć. Cenię szczególnie za to, że jest autorką bliską ludziom, która nie stawia się wyżej od czytelnika: prostą, skromną a jednocześnie mądrą i głęboką w przemyśleniach aż zatyka. Jej wyjątkowość polega na tym, że obserwowała świat z pozycji zwykłego człowieka, opisywała zwykłe rzeczy i umieszczała w swojej poetyckiej rzeczywistości — niezwykłej. Śmierć Wisławy Szymborskiej jest ogromną stratą. Wyrwą w naszej kulturze.

Halina Kwiatkowska, aktorka



Przed laty, w Krakowie, mieszkałyśmy z Wisławą Szymborską, w tym samym domu, ale znałyśmy się tylko przelotnie. Potem czytałam jej wiersze, wielokrotnie je recytowałam, pracowałam też nad nimi ze studentami III roku w krakowskiej szkole teatralnej.



Zapamiętałam moje spotkanie z Wisławą Szymborską, na urodzinach Jerzego Pomianowskiego. Ona już wtedy była laureatką Nagrody Nobla. Nie widziałyśmy się wiele lat. Usiadłyśmy razem i rozmawiałyśmy ze trzy godziny. Zwracała się do mnie po imieniu, chociaż nigdy nie wypiłyśmy bruderszaftu. Nie wywyższała. Była ogromnie skromnym, ciepłym człowiekiem.



Anna Polony, aktorka

Choć jestem miłośniczką literatury klasycznej, właśnie jej wiersze były mi najbliższe. Odnajdywałam w nich swoje myśli, odczucia, postrzeganie świata. Ta poezja zachwycała mądrością i głębią, a z drugiej strony – prostotą. Było w niej coś skromnego, zrozumiałego dla przeciętnego człowieka. Panią Wisławę poznałam ponad 20 lat temu. Niedawno otrzymałam najnowszy tomik „Milczenie roślin”. Tytuł bardzo symptomatyczny, bo ona ostatnio była jak milcząca roślinka. Teraz kiedy myślę o niej, przypominają mi się jej słowa: „nie ma takiego życia, które choćby przez chwilę nie było nieśmiertelne”.

Janusz Drzewucki, poeta, redaktor naczelny Czytelnika

Poezja Wisławy Szymborskiej jest poezją złotego środka i równowagi, jest żywym dowodem na to, że poezja współczesna i nowoczesna nie musi być hermetyczna, wręcz przeciwnie – może być komunikatywna, nastawiona na odbiorcę.

Zastanawiając się nad miejscem Wisławy Szymborskiej w historii polskiej poezji współczesnej, trzeba pamiętać, że jest ona nie tylko rówieśniczką Zbigniewa Herberta i Tadeusza Różewicza, ale także Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Tadeusza Borowskiego. Nie należała nigdy do żadnych grup literackich, nie podlegała modom, obce jej zawsze były unifikujące wszelką indywidualność artystyczną kierunki i tendencje, nie da się jej też przypisać do żadnego literackiego pokolenia.  Nie miała mistrzów, na nikim się nie wzorowała, nie doczekała się też epigonów. Zawsze sama sobie była sterem, żeglarzem i okrętem.

Co stanowi o  indywidualnym charakterze jej liryki? Przede wszystkim intelektualny dystans wobec opisywanego świata, następnie ironia, wyczucie dwuznaczności języka i celność poetyckiej formuły.

Jej utwory, raz przeczytane, zapadają głęboko w pamięć, nie sposób ich pomylić. Każdy jest inny, bo każdy jest o czymś innym. Po prostu – Szymborska pisze wyłącznie wiersze ważne i bardzo ważne. Każdy z nich ma swoją własną konstrukcję i kompozycję, swój wewnętrzny rytm. Z drugiej zaś strony, każdy z tych utworów nosi piętno specyficznego stylu Szymborskiej. Wierszy tej poetki nawet czytelnik przeciętnie wrażliwy i zorientowany nie pomyli z utworami jakiegokolwiek innego autora.

Poezja Szymborskiej to autentyczna szkoła stylu i szkoła myślenia.

Jan Paweł Gawlik, dramaturg, teatrolog



— Niezwykły talent Wisławy Szymborskiej dojrzewał w krakowskim środowisku literackim. Literacki Kraków był rozczłonkowany, ale miał swoją hierarchię. Bardzo wysoko stały w niej:  krakowski oddział Związku Literatów i redakcja „Życia Literackiego”, gdzie Wisława prowadziła dział poezji. Ja zajmowałem się tam publicystyką, pracowali tam też m.in. Stefan Otwinowski, Zbigniew Kwiatkowski, Włodzimierz Maciąg. Wisława była w tym środowisku najciekawszą osobowością. I wspaniałym człowiekiem. Myśmy się wszyscy przyjaźnili. Wisława była  towarzyska. Sama raczej nie zajmowała się prowadzeniem domu, więc często zapraszała nas na obiady do matki, do siostry.



Jej Nobel bardzo nas ucieszył, ale my i tak darzyliśmy ją wielkim szacunkiem. Kiedy „Życie Literackie” przestało istnieć, nadal spotykaliśmy się. Były wspólne kolacje, imieniny, rocznice, święta. W ostatnich tygodniach Wisława bardzo poważnie chorowała. Jej śmierć nie zaskoczyła nas, ale jest bardzo bolesnym doświadczeniem. Zachowamy ją w czułej pamięci. Jedynym pocieszeniem jest właśnie to, że ona zostanie z nami na zawsze. I nie tylko z nami. Także w polskiej literaturze.



Grzegorz Turnau, kompozytor, muzyk

— Moje pokolenie odkrywało Wisławę Szymborską w sposób naturalny, a nie jako noblistkę — jej wiersze po prostu się kupowało, czytało. Do dziś pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie tom „Koniec i początek". Kiedy się ukazał, miałem dwadzieścia parę lat.

Zdarzyło się też, że dostałem propozycję napisania muzyki do wiersza Wisławy Szymborskiej do poetyckiego programu telewizyjnego. Zareagowałem ostrożnie, pomyślałem, że to nie jest dobry pomysł, bo Szymborskiej się nie śpiewa: nie potrzebuje nikogo więcej w swojej przestrzeni poza sobą. W końcu dałem się jednak namówić i tak powstała kompozycja „Atlantyda" wydana na płycie „To tu, to tam", za co pani Wisława Szymborska obdarzyła mnie życzliwym uśmiechem. Później obdarzała też serdeczną uwagą moich najbliższych, co było związane z Krakowem, losami naszych rodzin i środowisk. Myślę,że szukała kontaktu z ludźmi o podobnym stosunku do przypadkowości i kruchości człowieczego losu. Jeżeli taki stosunek wyczuwała, a wraz z nią żarliwość, biorącą się z poczucia bliskości takiej osoby — wtedy pozwalała się do siebie zbliżyć. Tak mi się wydaję.

—not. b.m., j.c., j.b.-s.

Była ósmą kobietą w ponadstuletniej historii literackiej Nagrody Nobla uhonorowaną tym najwyższym pisarskim wyróżnieniem.

Swoje książki wydawała w krakowskich wydawnictwach: a5, Znaku i Wydawnictwie Literackim. W tej właśnie kolejności.

Pozostało 99% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski