Włóczęga, mitoman i jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy iberoamerykańskich. Nie minęło dziesięć lat od śmierci prozaika, a legenda wokół niego wciąż rośnie. W młodości podróżował po Ameryce Południowej, by ostatecznie zamieszkać w Hiszpanii. Opowiadał, że aresztowano go w ojczystym Chile podczas przewrotu Pinocheta w 1973 r., ale pojawiają się też głosy, że tamten czas spędził w Meksyku. Czy rzeczywiście cierpiał na żółtaczkę, po tym jak zaraził się wirusem, zażywając heroinę brudną strzykawką? Czy w ogóle był heroinistą? Owszem, napisał „autobiograficzny" esej, gdzie stwierdzał, że jest uzależniony od narkotyków, ale później się z tego wycofał.
Biograficzne wątpliwości tracą znaczenie, gdy skupimy się na jego książkach. Wydana właśnie po polsku powieść „2666" to jego najwybitniejsza rzecz obok „Dzikich detektywów" z 1998 r.
Pisząc ją, coraz bardziej zapadał na zdrowiu i wiedział, że musi się śpieszyć. Zmarł na niewydolność wątroby w 2003 r. Chilijczyk chciał, by wydawano ją w częściach, co zapewniłoby rodzinie regularne tantiemy. Spadkobiercy jednak stwierdzili, że tylko czytając całość, można odczuć rozmach powieści.
Historia składa się z pięciu części. W pierwszej poznajemy badaczy literatury zafascynowanych enigmatycznym niemieckim twórcą Bennem von Archimboldim. Zgłębiają jego dzieło i regularnie spotykają się na seminariach. W końcu postanawiają poznać go osobiście, co okaże się nie lada wyzwaniem – Archimboldi zaciera po sobie ślady, jakby chciał, by pamięć o nim zaginęła. Trop za Niemcem ciągnie się do Meksyku, gdzie rozgrywają się kolejne części powieści. Najobszerniejsza z nich – „Część zbrodni" – nawiązuje do prawdziwej historii miasta Juarez. Na przełomie XX i XXI wieku zamordo- wano tam około 400 kobiet. Wiele przed śmiercią zgwałcono. Do tej pory nie wyjaśniono, czy była to zbrodnia handlarzy ludzi czy może niekontrolowana eskalacja przemocy, podsycana bezkarnością sprawców i korupcją policji.