Znajdziemy tu zarówno wiersze poważne, refleksyjne, ściskające czytelnika za gardło, jak i niepoważne, satyryczne, autoironiczne. W tych pierwszych pisarz rozprawia o tym, co dla niego ważne i najważniejsze. W wierszu „zawód: literat" objaśnia tajemnicę poezji: „czuję widzę myślę / i muszę to opisać / to jest natchnienie". Nie ma poezji bez natchnienia, twierdzi ten uchodzący za najbardziej racjonalnego spośród poetów.
W utworze „O jedną literę" na przykładzie słowa „bohater" zmusza do zastanowienia się nad sensem historii, naszej, polskiej historii, natomiast w liryku „bez tytułu" przypomina, że jesteśmy „kainowym plemieniem", niestety.
W tych drugich utworach kpi z kultury masowej, jaka zawładnęła naszą wyobraźnią, z języka prasy i telewizyjnych wiadomości, jakie mają zainteresować każdego, a nie interesują nikogo. Wreszcie z języka wszędobylskich reklam i natarczywych ogłoszeń. Stąd takie utwory jak „Światowy dzień teatru" czy pozbawiony tytułu wiersz zaczynającego się słowami „jestem molestowaną amazonką".
Czesław, kibice i papież
Specyfiką Różewicza wydaje się to, że oprócz wierszy pisanych w tonacji serio i pisanych w tonacji żartem podsuwa nam także wiersze pisane pół żartem, pół serio. Trzeba mieć się na baczności, aby nie wpaść w którąkolwiek z pułapek, jakie poeta zastawia w „na ty z Czesławem" – o tym, jak mimo 55 lat znajomości nigdy nie przeszedł na ty z Czesławem Miłoszem, czy w lirycznej notatce „13 marca 2006 r., poniedziałek" – o kibicach klubów piłkarskich Wisła i Cracovia, którzy „szlachtują się wzajemnie", a zaraz po śmierci Jana Pawła II przysięgali sobie zgodę: „przecież mieli się odmienić / pamiętam te modlitwy / na boisku-pobojowisku" – dodaje poeta nie bez szyderstwa, ale i nie bez goryczy.