To niby takie łatwe: tworzyć poezję z okruchów codzienności. Wystarczy – jak Janusz Drzewucki – wyjść na spacer pod mostami Warszawy i podczas drogi niemal samoistnie powstanie wiersz – wyznanie człowieka, który w Nowy Rok czyni różnorakie postanowienia. Kto z nas ich nie robi? A jednak tylko on potrafi tchnąć ducha prawdziwej poezji w to, co mówimy sobie w dzień otwierający kolejny kalendarz.
Tom „Dwanaście dni" ukazuje się ćwierć wieku po tym, jak Janusz Drzewucki otrzymał Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny za najlepszy poetycki debiut książkowy 1988 roku. Drzewucki nie stroni od różnych zajęć, przez lata był związany z redakcją „Rzeczpospolitej", pracował w „Czytelniku", należy do zespołu „Twórczości" i stale pisuje o innych poetach. Jego własny, literacki dorobek nie jest zbyt obszerny, za to każdy kolejny wiersz przykuwa uwagę.
Nowy tom zawiera przede wszystkim trzy cykle. Pierwszy z nich to „Wiersze podróżne" – efekt wędrówek po Węgrzech, Serbii i Rumunii. Są też „Wiersze podzwonne", którymi Janusz Drzewucki w piękny i szczery sposób żegna swoich przyjaciół: Mariana Grześczaka, Ziemowita Fedeckiego czy Henryka Berezę.
Są wreszcie wiersze opisujące tytułowe 12 dni, w których pozornie nic wielkiego się nie wydarzyło, a jednak każdy był dla autora ważny. Choćby dlatego, że kiedy przyszła, jak głosi tytuł „Pierwsza środa września, czyli dzieci idą do szkoły", to: „wracam do lasu/nad jezioro, do życia/z którego tylko na chwilę/wyskoczyłem, czuję/wszechogarniające/uczucie szczęścia/spokoju i szczęścia".