Biografię napisaną przez Jana Stanisława Witkiewicza jak klamra spina obraz śmierci. Nurejew umierał długo. Był jedną z wczesnych ofiar AIDS, objawy zdiagnozowano w 1983 roku, ale lekarze spowolnili przebieg choroby.
Przez dziesięć lat starał się oszukać los, nie przyjmując jego wyroku do wiadomości. Niemal do końca nie zrezygnował z artystycznej aktywności i stylu życia, z pewnością też zarażał kolejnych przygodnych partnerów. W jego duszy zawsze zresztą ukryty był i diabeł, i anioł.
Został tancerzem wbrew woli ojca – komisarza politycznego w Armii Radzieckiej. Miał 23 lata, gdy wracając z Teatrem Kirowa z Paryża, poprosił o azyl na lotnisku La Bourget. Akcja godna była filmu sensacyjnego. Potem Nurejew bał się zemsty KGB i tego, że agenci połamią mu nogi.
Rudolf Nurejew – po Wacławie Niżyńskim najlepszy niewątpliwie tancerz XX wieku – pławił się w sławie i luksusie. Otrzymywał honoraria nie mniejsze niż filmowe gwiazdy. A ponieważ jego finansowym doradcą stał się przedstawiciel rodu Rothschildów, majątek szybko uległ pomnożeniu dzięki inwestycjom i fundacji w Liechtensteinie, na której konto spływały honoraria i nie trzeba było płacić podatków.
Nie mógł żyć bez występów i bez seksu. Autor biografii zajmuje się jednym i drugim, ale nie analizuje szczegółowo dokonań Nurejewa jako tancerza i choreografa. Te zostały przedstawione w oddzielnym kalendarium. Autor zebrał za to wiele szczegółów z intymnego życia Nurejewa. Przedstawia jego związek z Erikiem Bruhnem, być może jedynym człowiekiem, którego kochał. Ciągle jednak rywalizowali z sobą, bo Bruhn również był wybitnym tancerzem. Witkiewicz próbuje też dociec, co łączyło Nurejewa ze starszą o prawie 20 lat Margot Fonteyn. Gdy został jej scenicznym partnerem, przeżyła drugą, baletową młodość. Darzyła go uczuciem, być może zaszła z nim w ciążę.