- Przez większość życia uważałem Ślązaków za jaskiniowców z kilofem i roladą. Swoją śląskość wypierałem. W podstawówce pani Chmiel grała nam na akordeonie “Rotę”, a ja nie miałem pojęcia, że ów plujący w twarz Niemiec z pieśni był moim przodkiem – mówił autor "Kajś".

- O swoich korzeniach wiedziałem mało. Nie wierzyłem, że na Śląsku przed wojną odbyła się jakakolwiek historia. Moi antenaci byli jakby z innej planety, nosili jakieś niemożliwe imiona: Urban, Reinhold, Lieselotte. Później była ta nazistowska burdelmama, major z Kaukazu, pradziadek na „delegacjach” w Polsce we wrześniu 1939, nagrobek z zeskrobanym nazwiskiem przy kompoście. Coś pękało. Pojąłem, że za płotem wydarzyła się alternatywna historia, dzieje odwrócone na lewą stronę. Postanowiłem pokręcić się po okolicy, spróbować złożyć to w całość. I czego tam nie znalazłem: blisko milion ludzi deklarujących „nieistniejącą” narodowość, katastrofę ekologiczną nieznanych rozmiarów, opowieści o polskiej kolonii, o separatyzmach i ludzi kibicujących nie tej reprezentacji co trzeba. Oto nasza silezjogonia - dodaje.

Czytaj więcej

Radek Rak laureatem Nagrody Nike

"Autor tej ważnej książki wyznaje, że długo przepraszał się ze swoją śląskością" – napisała Małgorzata Szejnert. "Teraz pomaga nam zrozumieć dramat krainy leżącej na pograniczu kultur i historii – dlaczego Śląsk ciągle jest 'kajś', a nie w centrum polskiej świadomości" - dodaje dziennikarka i pisarka, której książka rywalizowała o Nike w 2012 roku.