Czytając wydaną przez Iskry w minionym roku książkę Tadeusza Olszańskiego „Kresy Kresów. Stanisławów”, zdałem sobie raz jeszcze sprawę z tego, jak bardzo byliśmy w PRL zasznurowani, jak zablokowane były nasze pisarskie możliwości.
Wojenne doświadczenia autora urodzonego i mieszkającego w Stanisławowie były przez dziesięciolecia niemożliwe do publicznego opowiedzenia.
Ja, który całą okupację do kapitulacji powstania przebyłem w Warszawie, dopiero w czasie tej lektury myślę, że w porównaniu z przeżyciami Olszańskiego moje wojenne dzieciństwo było niemal bezpieczne; najpierw do roku ’44 było wiadomo, że jeśli na ulicy usłyszę strzały, trzeba natychmiast się położyć na ziemi, by nie trafiła nas przypadkowa kula. Od połowy wojny sypiałem w ubraniu, by natychmiast po usłyszeniu syreny zbiec do schronu w piwnicy. W czasie powstania przebywaliśmy już niemal tylko w piwnicach, skąd w chwili drzemki mojej matki wymykałem się, by zdobyć „Biuletyn Informacyjny”. Przenosząc się kanałami czy między barykadami z ulicy na ulicę Śródmieścia, nawet ja, dziewięcioletni, musiałem się mocno pochylać. Mogli nas zastrzelić Niemcy albo trafić bomba. To wszystko.
W Stanisławowie stacjonujące tam przed wojną oddziały po 1 września ruszyły, by bronić Lwowa. 17 września przeszli przez miasto ostatni polscy żołnierze, ewakuując się na Węgry. Miasto pozostało bez ochrony. Uzbrojone w widły, siekiery, noże bandy opanowały przedmieścia, grabiąc i rabując, kogo się dało. 19 września wkraczają do Stanisławowa Sowieci.
Tadeusz Olszański ma wówczas dziesięć lat. Zdążył skończyć trzy klasy polskiej szkoły, ucząc się w niej od drugiej klasy także języka ukraińskiego. Zdążył dobrze zapamiętać miasto, ulice, na których mieściły się kolejne mieszkania jego ojca, wziętego lekarza, sąsiadów z tych kamienic, swoich przyjaciół, towarzyszy zabaw. „Na Sapieżyńskiej drzwi w drzwi mieszkaliśmy z żydowską rodziną państwa Weissbergów. P. Weissberg był wicedyrektorem jednego z banków i miał trzech synów – mojego rówieśnika Mariana nazwanego Mańciem... W przeciwieństwie do innych żydowskich chłopców wszyscy mieli polskie imiona.