Bo w sferze uczuć czas i epoka nie grają roli. „Przybysz” Tana próbuje zaadaptować się na obcej ziemi. Walczy o pracę, akceptację; usiłuje nauczyć się nowej mowy i alfabetu. Jego wysiłki zostają uwieńczone sukcesem. Z pomocą innego imigranta oraz zwierza, którego daremnie szukać wśród fauny naszego globu. To gado-płaz z uszkami, zakręconym ogonkiem i bystrym okiem. Wydaje się – artystę poniosła fantazja. Ja widzę kolejny żart i historyczne odniesienie. Przecież pierwsi podróżnicy, opisując zamorskie kraje, dawali upust imaginacji. Ci zaś, którzy starali się przełożyć ich relacje na obrazki, rysowali dziwolągi w rodzaju syren, cyklopów, centaurów. Mity nie wzięły się z powietrza, lecz z bajęd.
[wyimek]Bajkowy krajobraz, dziwaczna architektura i wyimaginowane stwory to metafora wyobcowania[/wyimek]
Dla „Przybysza” stwór z ogonkiem okazał się najbliższym przyjacielem, potem kumplem jego rodziny. Bo w finale familia się łączy, już z zagwarantowanym finansowym zapleczem. Charakterystyczne: dziecko nie ma kłopotów z adaptacją, szybko orientuje się w terenie, opanowuje nowy język.
[srodtytul]Barometr uczuć [/srodtytul]
W sumie – historia prosta, lecz poruszająca przez uniwersalizm. Od pierwszego kadru wyczuwa się w niej prawdę. Jest nasycona emocjami. Powściągliwymi na zewnątrz, lecz intensywnymi. Talent, a zarazem subtelność Tana sprawiają, że rozumiemy jego bohatera. W pierwszych kadrach widzimy tylko rzeczy: wyszczerbiony czajnik, pękniętą filiżankę, rodzinną fotografię, dziecięcy bazgroł na pogniecionej kartce. Podobny koślawy rysunek zamyka książkę.
Poprzez obiekty autor tworzy klimat opowieści. Wyczuwamy smutek bohatera, gdy przychodzi mu się rozstać z bliskimi; jego czułość dla rodziny. Gdy okręt dobija do celu, odbieramy strach i zadziwienie „Przybysza”: dostrzega niezwykłe posągi (aluzja do Statui Wolności) i drapacze chmur w dziwacznych kształtach. Na następnych stronach towarzyszymy mu podczas samych negatywnych doświadczeń. Imigrant jest zagubiony, przerażony, upokorzony. Każdy przedmiot wydaje mu się wrogi: pieczątki, maszyna do pisania, środki lokomocji (wersja samolotu – fruwająca budka). Tan miesza realistycznie przedstawionych ludzi z surrealistycznymi detalami, zwierzętami, owocami, architekturą. Wymyśla nawet specjalny alfabet, którego, podobnie jak obcy, nie jesteśmy w stanie odczytać. Zachwycił mnie „kalendarz” w formie liścia przechodzącego przeobrażenia wraz z sezonami. Rozumiemy – minął co najmniej rok, może kilka lat. Imigrant odbił się od dna, sprowadza rodzinę. Wygrał ze złym losem. Chyba każdy czytelnik sekundował mu w tej walce.