Joanna Krakowska napisała rewelacyjną książkę o wielkiej powojennej aktorce. To pierwszy tytuł jej poświęcony. „Halina Mikołajska. Teatr i PRL" jest rzetelnym i pełnym niuansów portretem, a do tego wciągającą historią o przemianie. Powstała sylwetka artystki, kochliwej kobiety i sfrustrowanej inteligentki, której życie i kariera były w dużym stopniu wytworem epoki. Potężny tom czyta się jak fascynującą powieść o nietuzinkowej osobowości w niezwykłych czasach.
Autorka nie nudzi teatrologicznymi analizami i nie przytłacza stosem faktów. Anegdoty o Mikołajskiej to perełki – świetnie ożywiają skomplikowaną i dość ponurą historię o Polsce Ludowej i socjalizmie w teatrze. Choćby wspomnienie, jak Mikołajska popisowo „poderwała" swego trzeciego męża Mariana Brandysa: „Siedzi pan przy niewłaściwym stoliku z niewłaściwą panią" – miała mu powiedzieć w zakopiańskim domu ZAIKS. I o tym, jak kilkuletnia Halinka już podczas debiutu w spektaklu dziecięcym poszła na całość. A w 1939 r. we Lwowie przemalowała portrety Lenina i Stalina, zostawiając na nich wielką literę „G", przez co wraz z matką i siostrami musiały uciekać do Krakowa. Tam zostały do końca okupacji. Nastoletnia Mikołajska zajmowała się szmuglowaniem papierosów i życiem towarzyskim.
Tajny teatr traktowała niepoważnie – notorycznie spóźniała się na próby. Tak zresztą zostało. Dejmek serwował jej potężne kary finansowe, a Axer oszukiwał, podając wcześniejsze godziny prób. Gdy w 1946 r. debiutowała fenomenalną rolą Eurydyki w „Orfeuszu", zrozumiała, że „teatr to nie zabawa".
Krakowska trafnie opisuje realia, w jakich powstawał powojenny teatr i dojrzewali polscy inteligenci: „rozpoczął się między władzą a artystami czas wzajemnych umizgów (...), ale też kalkulacji i wyrachowania". Pokazuje absurdy i dwuznaczności wynikające z przywilejów, jakimi zagłaskiwano artystów – od orderów i bankietów po samochody i mieszkania. Ale podkreśla, że władzy nigdy nie udało się teatru zawłaszczyć.