takim razie są „Zagubione dziewczęta"?
– To typowa postmodernistyczna fantazja, próba przenicowania trzech znanych baśni („Alicji w Krainie Czarów", „Piotrusia Pana" i „Czarnoksiężnika z krainy Oz"), zaprezentowania ich z nowej perspektywy, w tym wypadku zdecydowanie freudowskiej (Freud zostaje zresztą wyraźnie przywołany w jednym z dialogów). Trochę jak w opowiadaniach o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego, który wziął na warsztat znane baśnie i opowiedział je językiem współczesnej fantasy. W warstwie fabularnej jest to spekulacja, jak mogłoby wyglądać u progu I wojny światowej spotkanie trzech fikcyjnych postaci, które w pewnym odsunięciu od świata otwierają się na siebie nawzajem poprzez erotyczne opowieści... i praktyki. Brzmią w tym echa „Baśni z tysiąca i jednej nocy", „Dekameronu", „Opowieści kanterberyjskich", „Czarodziejskiej góry"...
Słyszałem swego czasu taką opinię, że to przewrotna bajka dla dzieci, tyle tylko że pełna seksualnej hucpy i penisów.
– Bajka dla dzieci? Nie, zdecydowanie dla dorosłych. A jeśli przewrotna, to może w swej ogólnej, zaskakująco pacyfistycznej wymowie. Znacznie upraszczając, przekaz tej książki można by streścić hippisowskim hasłem „Make love, not war". A co do penisów: nie są to nawet penisy sztuczne, jak w słynnym wystąpieniu posła Palikota, lecz jedynie narysowane. Nikogo nie zaatakują.
Dla ciebie jako anglisty to nie była chyba trudna praca. Wcześniej przetłumaczyłeś przecież „From Hell", opus magnum Moore'a, przez wielu uznawane za najlepszą historię Kuby Rozpruwacza.
– Choć „From Hell", czyli „Prosto z piekła", tłumaczyliśmy wspólnie z Michałem Chacińskim, to faktycznie była to praca trudniejsza, także zważywszy na znacznie bardziej ponurą materię. Z perspektywy tamtej erudycyjnej powieści graficznej, suto opatrzonej odautorskimi komentarzami, „Zagubione dziewczęta" to niemal słodka krotochwila.