Kamil Piłaszewicz: „Zauważyłeś, że w trakcie naszej edukacji uczy się nas mówić, pisać i czytać, ale w ogóle nie uczy się nas słuchać?” – pisząc „Grzesznika”, spodziewał się pan, że te słowa będą tak doskonale pasować do dzisiejszych realiów Polsce?
 
 Artur Urbanowicz: Może nie myślałem o tym podczas pisania powieści, lecz zdaję sobie sprawę, że wielu z nas nie dysponuje wiedzą na temat dobrej komunikacji. Bo niby skąd? Nie uczy się tego w szkołach, możemy jedynie zgłębiać ją sami, czytając fachowe książki i korzystając z wiedzy psychologów, którzy są w tym mistrzami. Jako matematyk z wykształcenia, przywiązuję ogromną wagę do precyzji wypowiedzi, jestem uczulony na to, gdy ktoś używa słów: „zawsze”, „każdy”, „nigdy”, „nikt”, „ciągle”, „wszyscy” i tym podobnych, które zazwyczaj wiążą się z krzywdzącymi uogólnieniami. To tak zwane kwantyfikatory ogólne i zdania, w których występują, na ogół są nieprawdziwe. Bo wystarczy, że pokażę jeden kontrprzykład i udowodnię, że dana teza nie zachodzi. Nie wszyscy kibice to bandyci, nie wszystkie kobiety są materialistkami, nie każdy facet patrzy jedynie na wygląd i tak dalej. Nie ma przypadku w tym, że poradnie małżeńskie na pierwszym miejscu radzą, by wyrzucić te słowa ze swojego wokabularzu (śmiech).