Rozgardiasz i nonszalancja

Niskie poczucie własnej wartości lub mania wielkości dręczą nie tylko jednostki, ale też narody. Jak przekonuje w swojej świeżo wydanej książce Jarosław Trybuś, objawiają się one również w architekturze.

Publikacja: 28.10.2012 18:00

Rozgardiasz i nonszalancja

Foto: Fotorzepa, Kuba Dąbrowski Kuba Dąbrowski

Czy Warszawa to miasto widmo?

Tak. A jej wyjątkowość polega na tym, że została niemal doszczętnie zburzona podczas II wojny światowej. Dzisiaj żyjemy w nowej Warszawie, na gruzach starej, a nad tym wszystkim unosi się widmo czegoś, co nigdy nie powstało, a było planowane. Widać to najlepiej, kiedy idzie się jakąś ulicą, która nagle ślepo się kończy. Albo gdy staniemy przed budynkiem, który ma ewidentnie jedno skrzydło wygięte, choć nie wiadomo dlaczego. Ludzie tu też nieustannie mówią, że coś gdzieś miało powstać, i żałują, że nie powstało. Czasami to prawda, ale najczęściej mamy do czynienia z bredniami, totalną mitologizacją przestrzeni miejskiej. I tak powstaje trójskładnikowy koktajl: tego, co jest, tego, co planowano, i tego, co sobie wyobrażamy. Słyszałem ostatnio w autobusie, jak jakiś chłopak opowiadał starszym państwu – wskazując na kościół przy placu Trzech Krzyży – że miała tu stanąć Świątynia Opatrzności Bożej.

A ja kiedyś słyszałem, że to była synagoga.

To fantastycznie! I właśnie te wszystkie bzdury skłoniły mnie, osobę, która przyjechała z Poznania do Warszawy niecałą dekadę temu, do zajęcia się sprawą. Kiedy wgryzłem się w temat, okazało się, że odnalazłem niezwykle obszerną i bardzo ciekawą warstwę rzeczywistości niezaistniałej.

Co cię najbardziej zaskoczyło?

Rozmach, z jakim planowano w drugiej połowie lat 30., oraz podporządkowanie architektury propagandzie. Jej przebudowa miała pokazać siłę stolicy, ale przede wszystkim kraju. Dlatego też zajmuję się w książce nie tylko samą architekturą, tym, jak miała wyglądać, ale jej powiązaniami z polityką oraz widmem wojny. I to nie była wcale cudowna historia. Kiedy słyszę pytanie: „Czy jest mi żal, że coś nie powstało?", odpowiadam: „Absolutnie nie". Bo wśród wielu pięknych snów zdarzały się także ponure koszmary.

Wszystko zaczęło się od planów organizacji Powszechnej Wystawy Krajowej w 1944 r., która miała być kulminacją obchodów 25-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości.

To był punkt centralny. Władza chciała pokazać, że jesteśmy imperium ze wspaniałą stolicą. Miało być nowocześnie i z rozmachem. W miejscu, w którym stoi dziś Stadion Narodowy, miały powstać wielkie tereny wystawiennicze. Szacowano, że przybędzie 6 mln ludzi, którzy muszą tu jakoś dojechać. Rozpoczęto więc planowanie lotniska i Dworca Centralnego, który miał być monumentalny i pokazywać przyjezdnym bogactwo Polski.

To się średnio udało, bo dworzec miał strasznego pecha.

Na budowie zaprószono ogień, który wiosną 1939 r. strawił niemal gotowy dworzec. Został jednak odbudowany przez niemiecką kolej i działał do wybuchu Powstania Warszawskiego, gdy ostatecznie runął w gruzach.

Ale to nie był jedyny dworzec. Nieco dalej na zachód budowano Centralny Dworzec Pocztowy. Wyjątkowo nowoczesny i wizjonerski gmach. Ciekawostką jest to, że miał lądowisko dla helikopterów, choć wówczas ich przecież jeszcze nie było. Jednak projektanci dworca już wiedzieli, że w Ameryce pracują nad powstaniem śmigłowca. To się nazywa przewidywanie! À propos transportu powietrznego: na Gocławiu, po prawej stronie Wisły, zaczęto też budować lotnisko.

Kiedy słyszę pytanie: „Czy jest mi żal, że coś nie powstało?", odpowiadam: „Absolutnie nie". Bo wśród wielu pięknych snów zdarzały się także ponure koszmary.

Warszawa niezaistniała to także kilka budowli państwowo-symbolicznych, jak monumentalna Dzielnica Marszałka Józefa Piłsudskiego.

To projekt fascynujący i przerażający jednocześnie. Miała powstać na Polu Mokotowskim, bo w ścisłym Śródmieściu nie było miejsca na tak monumentalne założenie. Składała się nań dwukilometrowa – szeroka na 200 metrów! – aleja Piłsudskiego, wzdłuż której miały powstać gmachy Sejmu, ministerstw, Biblioteka Narodowa, ambasady oraz oczywiście gigantyczne mauzoleum z trumną Naczelnika, czyli Świątynia Opatrzności Bożej. Ten projekt był jedną wielką ostentacją siły. Nie powstydziłyby się go stalinowska Moskwa czy hitlerowski Berlin.

Czy te wielkie plany przerwała wojna?

Nie jest wcale pewne, czy to wszystko by powstało, nawet gdyby nie było wojny. II Rzeczpospolita miała wielkie ambicje, ale brakowało jej sił na ich spełnienie. Potrzeby były ogromne, czego nie można powiedzieć o pieniądzach. Propagandowo te plany sprawdziły się świetnie. Prezydent Warszawy Stefan Starzyński przyznawał, że mają one zagrzewać naród do wysiłku.

Polskie miasta mają się całkiem nieźle. Jest coraz więcej udanych budynków, gorzej z przestrzenią pomiędzy nimi – zupełnie jak w przedwojennej Warszawie.

Czy dzisiaj władza przywiązuje wagę do architektury?

Tak, ale nie nasza. Po 1989 r. wybudowano w Polsce od podstaw tylko – o ile się nie mylę – jeden znaczący budynek dla władzy państwowej, czyli gmach Sądu Najwyższego. Ministerstwa i urzędy gnieżdżą się w różnych wynajętych biurowczykach. Państwo boi się budować, bo chyba nie wie, co by miało tą architekturą zakomunikować. Nowoczesna architektura demokratycznej władzy powinna być otwarta, nieostentacyjna, przejrzysta.

Czyli narzekamy?

W żadnym razie. Władza faktycznie nie potrafi świadomie tworzyć własnej architektonicznej oprawy, ale uważam, mimo różnych wpadek, że polskie miasta mają się całkiem nieźle. Jest coraz więcej udanych budynków, gorzej z przestrzenią pomiędzy nimi – zupełnie jak w przedwojennej Warszawie.

Zastrzegasz, że twoja książka nie jest podróżą sentymentalną.

Bo nie jest. To zbiór idei, którymi przed wojną żyła władza i którymi zaraziła obywateli. Realizacje pozostały w większości na papierze, ale idee przetrwały i znalazły fi nał choćby w planach oraz budowach PRL. Część planów z lat 30. została w Warszawie wcielona w życie podczas powojennej odbudowy – na przykład Trasa N-S. Władza się zmieniła, ale architekci i inni fachowcy zostali. Nie tylko w Warszawie, ale w całej Polsce po wojnie rozluźniono zabudowę, wprowadzono do miast więcej zieleni – to też marzenia sprzed wojny, te mniej związane z polityką, a bardziej z jakością życia.

Napisałeś książkę o Warszawie, która w gruncie rzeczy jest o Polsce, o naszych marzeniach, kompleksach, sukcesach i inspiracjach.

Mamy odwieczny kompleks mitycznego Zachodu. Projekty „Warszawy niezaistniałej" podszyte były poczuciem, że za dużo u nas Azji, Wschodu, że musimy potwierdzać swoje miejsce w Europie, skracać dystans. Największą inspiracją dla ówczesnych architektów był z pewnością Rzym i Włochy Mussoliniego. Parandowski napisał nawet, że „Polska leży nad Morzem Śródziemnym" i ja się z tym zgadzam. Kraje śródziemnomorskie charakteryzuje pewien rozgardiasz i nonszalancja. My działamy podobnie, także w architekturze. Jest tylko jedna różnica – brakuje nam słońca.

Jarosław Trybuś

Historyk sztuki i krytyk architektury. Pracuje w Instytucie im. Stefana Starzyńskiego w Warszawie. Był wraz z Grzegorzem Piątkiem kuratorem wystawy „Hotel Polonia" w pawilonie polskim podczas XI Biennale Architektury w Wenecji, który został nagrodzony Złotym Lwem. Jest współzałożycielem Centrum Architektury w Warszawie. Ostatnio wydał „Przewodnik po warszawskich blokowiskach". „Warszawa niezaistniała" jest jego rozprawą doktorską.

Czy Warszawa to miasto widmo?

Tak. A jej wyjątkowość polega na tym, że została niemal doszczętnie zburzona podczas II wojny światowej. Dzisiaj żyjemy w nowej Warszawie, na gruzach starej, a nad tym wszystkim unosi się widmo czegoś, co nigdy nie powstało, a było planowane. Widać to najlepiej, kiedy idzie się jakąś ulicą, która nagle ślepo się kończy. Albo gdy staniemy przed budynkiem, który ma ewidentnie jedno skrzydło wygięte, choć nie wiadomo dlaczego. Ludzie tu też nieustannie mówią, że coś gdzieś miało powstać, i żałują, że nie powstało. Czasami to prawda, ale najczęściej mamy do czynienia z bredniami, totalną mitologizacją przestrzeni miejskiej. I tak powstaje trójskładnikowy koktajl: tego, co jest, tego, co planowano, i tego, co sobie wyobrażamy. Słyszałem ostatnio w autobusie, jak jakiś chłopak opowiadał starszym państwu – wskazując na kościół przy placu Trzech Krzyży – że miała tu stanąć Świątynia Opatrzności Bożej.

Pozostało 86% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski