Czy Warszawa to miasto widmo?
Tak. A jej wyjątkowość polega na tym, że została niemal doszczętnie zburzona podczas II wojny światowej. Dzisiaj żyjemy w nowej Warszawie, na gruzach starej, a nad tym wszystkim unosi się widmo czegoś, co nigdy nie powstało, a było planowane. Widać to najlepiej, kiedy idzie się jakąś ulicą, która nagle ślepo się kończy. Albo gdy staniemy przed budynkiem, który ma ewidentnie jedno skrzydło wygięte, choć nie wiadomo dlaczego. Ludzie tu też nieustannie mówią, że coś gdzieś miało powstać, i żałują, że nie powstało. Czasami to prawda, ale najczęściej mamy do czynienia z bredniami, totalną mitologizacją przestrzeni miejskiej. I tak powstaje trójskładnikowy koktajl: tego, co jest, tego, co planowano, i tego, co sobie wyobrażamy. Słyszałem ostatnio w autobusie, jak jakiś chłopak opowiadał starszym państwu – wskazując na kościół przy placu Trzech Krzyży – że miała tu stanąć Świątynia Opatrzności Bożej.
A ja kiedyś słyszałem, że to była synagoga.
To fantastycznie! I właśnie te wszystkie bzdury skłoniły mnie, osobę, która przyjechała z Poznania do Warszawy niecałą dekadę temu, do zajęcia się sprawą. Kiedy wgryzłem się w temat, okazało się, że odnalazłem niezwykle obszerną i bardzo ciekawą warstwę rzeczywistości niezaistniałej.
Co cię najbardziej zaskoczyło?