Blokowiska najczęściej portretowali dotychczas filmowcy. Pod koniec lat 80. akcję „Dekalogu" osadził w nich Krzysztof Kieślowski, badając kondycję duchową Polaków. Chwilę później uniwersalność losów mieszkańców mrówkowców została wyparta przez patologie społeczne i wszystko co najgorsze w przepoczwarzającym się kraju. Tak było choćby w „Pannie Nikt" Andrzeja Wajdy czy „Cześć, Tereska" Roberta Glińskiego. Na tym gruncie wyrósł hip-hop, długi czas odrzucany przez rządzące kulturą elity. Młodzież z wielkich osiedli poczuła wspólnotę losów ze swoimi czarnoskórymi rówieśnikami z amerykańskich metropolii.
Blokowiska próbowali w ostatnim czasie odczarować, bez większego skutku, aktywiści miejscy i pasjonaci architektury, przypominając o szlachetnych ideałach Le Corbusiera, twórcy tej modernistycznej koncepcji architektonicznej. Jednak stereotyp beznadziejnie szarego blokowiska dalej mocno się trzyma.
Próba innego opisania tej przedziwnej przestrzeni pojawiła się właśnie w polskiej literaturze. To powieść „Atlas: Doppelganger" debiutującej 26-latki z Jaworzna Dominiki Słowik oraz „Sąsiady" – wznowiony po kilku latach i uzupełniony o nowe teksty zbiór opowiadań Adriana Markowskiego. Jego filmowa adaptacja w reżyserii Grzegorza Królikiewicza właśnie weszła do kin, ale z uwagi na awangardowy język filmowy raczej nie zdobędzie masowej widowni.
Dominika Słowik nie jest wbrew temu, co głosi wydawca, „polskim Marquezem", ale na szczęście nie jest też polskim Coelhem. Promocyjne odwołanie do realizmu magicznego dziwi tym bardziej, że w ostatnich latach jest on już raczej mocno passé, wyeksploatowany przez rzesze epigonów.
Autorka opowiada historię rozgrywającą się na przykopalnianym blokowisku w mieście na południu Polski z perspektywy dziecięcego bohatera. Narratorka i jej przyjaciółka Anna z wypiekami na twarzach wsłuchują się w opowieści dziadka Anny, niezrównanego gawędziarza, który ma „pół ciała zjedzone przez kiłę". Dziadek żyje z emerytury górniczej, ale wspomina swe rzekome marynarskie przygody. Sarkastyczny humor łączy się w „Atlasie..." z dziecięcym rozmarzeniem, twarda rzeczywistość z drobnymi przyjemnościami, a ponure otoczenie z wielką wyobraźnią dziecka. Trochę jak w filmie „Sztuczki" Andrzeja Jakimowskiego.