Swoją interpretację historii zapowiedział już Piotr Zychowicz, który zasłynął obrazoburczymi dla wielu książkami „Pakt Ribbentrop-Beck", „Obłęd '44" i „Opcja niemiecka". Można więc przypuszczać, że jego najnowsze dokonanie „Pakt Piłsudski-Lenin" (zbieżność tytułów zapewne nieprzypadkowa) również rozbudzi emocje. Takie są zresztą nieskrywane intencje autora.
Inaczej niż Jarosława Szarka. O publikacjach tego krakowskiego historyka pracującego w Biurze Edukacji Publicznej IPN można powiedzieć wiele. Ale nie to, że są szokujące. Podobnie rzecz się ma z jego najnowszą książką „1920. Prawdziwy Cud nad Wisłą". Autor nie prowokuje karkołomnymi tezami. Ale – jak można przypuszczać – wcale mu na tym nie zależy. On chce po prostu rzetelnie pokazać czytelnikowi fragment dziejów jego kraju. Bez fajerwerków, krok po kroku prowadząc go od wydarzenia do wydarzenia.
„Książkę Jarosława Szarka warto przeczytać, by lepiej zrozumieć to, co zawdzięczamy bohaterom roku 1920. Żeby zobaczyć, jak do tej roli dorośli" – komplementuje autora prof. Andrzej Nowak we wstępie do publikacji. To właśnie jest sednem książki Szarka.
Zwykle, gdy myślimy o roku 1920, widzimy milionową armię, która dzielnie stawia czoła bolszewickiej nawale. Tymczasem na początku Polacy byli wojną straszliwie zmęczeni. Wielu z nich marzyło głównie o – jak byśmy dziś powiedzieli – „ciepłej wodzie w kranie" i spokojnym „grillowaniu". I – wbrew temu, co wmawiają nam lewicowi publicyści pomstujący na tradycyjny patriotyzm – nikt nie chciał umierać. Problem polega jednak na tym, że bolszewicy mieli inne plany. Jarosław Szarek pokazuje proces dojrzewania całego społeczeństwa do polskości. Tylko tyle i aż tyle.