Album „41 potencjometrów Pana Jana” to wyjątkowy prezent dla fanów Czesława Niemena. Nagranie zawdzięczamy znanemu krytykowi muzycznemu i wieloletniemu dziennikarzowi radiowej Trójki – Januszowi „Kosie” Kosińskiemu, nazywanemu przez Niemena „panem Janem”. To on odnalazł w archiwach zapis koncertu, który w 1974 roku odbył się w studenckim klubie Riviera w Warszawie.

– Po nagraniu Czesław zadzwonił do mnie z pytaniem, jak wypadł jego występ, i zaproponował przesłuchanie taśm – opowiada Kosiński. – Muzyki było sporo, ale nie wszystko podobało się artyście. Jak wiadomo – bardzo wymagającemu, szczególnie w stosunku do siebie samego. Po kilkakrotnych przesłuchaniach materiału (około 75 – 80 minut) postanowiliśmy go skrócić o rzeczy według nas zbędne. Warto podkreślić, że nie było wówczas komputerów i wszystkie montaże odbywały się na „żywym organizmie”.

A więc żyletka lub nożyczki do cięcia taśmy oraz tzw. przylepiec, czyli taśma sklejająca kawałki z muzyką. Pracowaliśmy przez cały dzień do 3 rano. Tak powstało 41 minut i 57 sekund frapującego nagrania, w którym słuchacze odnajdą wszystkie fascynacje Czesława Niemena składające się na ten jeden, niepowtarzalny styl artysty. Są fragmenty przywodzące na myśl jazzowe improwizacje, długie motywy rockowe i jest domieszka bluesa. Niemenowi towarzyszą fenomenalni muzycy, na skrzypcach elektrycznych – Jan Błędowski (rewelacyjne wariacje na temat „La campanelli” Nicola Paganiniego), na gitarze basowej – Jacek Gazda, na gitarze – Sławomir Piwowar, a na perkusji muzyczne cuda wyczynia Piotr Dziemski. Wieńcząca koncert solówka tego ostatniego to majstersztyk. Jak wspomina żona artysty Małgorzata Niemen, miał on wobec młodego perkusisty wielkie plany, ale zniweczyła je przedwczesna śmierć 22-letniego Dziemskiego. Ten album dowodzi, że była to dla polskiej muzyki wielka strata.

Podróżując z Niemenem meandrami jego nieskrępowanej wyobraźni, słuchacz może odnieść wrażenie, że wypłynął małą łodzią na wielkie jezioro, na którym piękna pogoda przeplata się z gwałtownymi burzami. Słychać, jak bardzo Niemen ufa swoim muzykom. Na płycie nie pada ani jedno słowo, jest za to fragment, gdy śpiewa scatem. Nie było w naszej muzyce rozrywkowej piosenkarza, który potrafiłby zaprząc do takiej pracy własne struny głosowe. Nieprzypadkowo najlepsi polscy wokaliści, pytani o artystyczne inspiracje, zawsze wymieniają jego nazwisko.Miłośnicy artysty znajdą na płycie jeszcze jedną niespodziankę: rysunki Małgorzaty Niemen przedstawiające męża. Talent spotkał talent.