Barry B. Benson, który mówi w filmie głosem Macieja Stuhra, jest uroczą pszczołą. Ma śliczny sweterek w żółto-czarne paski, modne trampki i duże niebieskie oczy. Dzieci na pewno go polubią. Tyle że towarzyszące mu rozterki będą śmieszyć tylko rodziców. Barry przypomina postać graną przez Dustina Hoffmana w „Absolwencie” Mike'a Nicholsa. Jego perypetie można odczytać jako pastisz tej słynnej komedii z 1967 roku. Trudno „Film o pszczołach” nazwać bajką dla dzieci.
Nie sposób także zaliczyć do tej kategorii będącej jeszcze na ekranach animacji „Na fali”. Opowieść o surfujących pingwinach skupia się na zabawie formą, parodiuje telewizyjno-dokumentalny styl opowiadania. Język filmu jest dla najmłodszych za trudny. Dowcip i aluzje, czasem damsko-męskie („Pokazać ci coś fajnego?” – pyta pingwinica głównego bohatera. Ten odpowiada: „Jasne, nieźle się zapowiada. Mam łyknąć miętówkę?”) – niezrozumiałe.
Zanikanie klasycznej baśniowej konwencji to w świecie komputerowej animacji zjawisko coraz bardziej powszechne. Można wręcz odnieść wrażenie, że twórcy filmów z komputera udają tylko, że kierują je do dziecięcej widowni. Tak naprawdę chcą przede wszystkim zabawić dorosłych, bo to oni płacą za bilety i decydują, czy zabrać swoje dzieci do kina. Dlatego nowe fabuły budowane są na zasadzie wielopiętrowych konstrukcji. Tylko wierzchnia warstwa, czyli kształty, kolory, wygląd postaci i slapstikowe gagi, ma trafić do wrażliwości dziecka. Danie główne: absurdalne dowcipy, zaskakujące zwroty akcji, przewrotny morał, cytaty z kręgu popkultury i dubbing komentujący naszą rzeczywistość mogą skonsumować tylko dorośli widzowie.
Kiedyś wszystko było prostsze. W bajkach można było spotkać zastępy słodkich królewien i przystojnych książąt, którzy spieszyli im na ratunek przed smokiem, wrednym czarnoksiężnikiem lub złą macochą. Nikt nie miał wątpliwości, że te opowieści są przeznaczone dla najmłodszych – pobudzają ich wyobraźnię, uczą, jak radzić sobie z trudnymi problemami.
W kinie monopol na bajkową rozrywkę przez dekady utrzymywał Disney. Wytwórnia przez lata dopracowała do perfekcji metodę zachwycania dzieciaków. Oferowała im przede wszystkim wspaniały musical przeplatany zabawnymi dialogami. Na tym polegał sukces „Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków” w 1937 roku, a także całej serii obrazów, które trafiły do kin na przełomie lat 80. i 90.: „Mała syrenka” (1989), „Piękna i bestia” (1992) i „Król Lew” (1994).