Kilka lat temu James Halliday w końcu wybrnął z sytuacji, mówiąc, że pierwsze z nich jest najdroższe, a drugie najbardziej poszukiwane. Cokolwiek by to miało znaczyć, ma chłop rację.
Henschkowie wywędrowali całym rodem do Australii z Dolnego Śląska w połowie XIX wieku. Byli luteranami i życie wśród stroniących od alkoholu kalwinów wydawało im się nie do zniesienia. Zresztą nie im jednym. W Eden Valley, gdzie osiedli, było już wielu ich pobratymców, a niedaleką Barossę w ogóle uważa się za niemiecki okręg, choć liczenie dziś, że ktoś odpowie po niemiecku na ulicy, graniczy z cudem. Sam Steven (Stefan) Henschke nie bardzo wie, jak wymawia się jego nazwisko w oryginale, i przedstawia się z angielska „Hejnczki”.
Rodzina wywodzi się z Kutschlau, dzisiejszej Chociuli pod Świebodzinem, choć wątpię, czy ktoś dziś tam o tym wie. Kontynuując tradycje zielonogórskiego winiarstwa, członkowie rodziny Henschke na antypodach parali się tym samym, choć podejmowali się też wielu innych zawodów. Dzięki temu wyrób wina przez długi czas nie był ich głównym zajęciem i mieli czas, by robić to precyzyjnie i myśleć długafalowo. A to esencja winiarstwa w ogóle.
W roku 1914 stał się cud – rodzina objęła w posiadanie bodaj najbardziej pożądany dziś kawałek ziemi w całej Australii – niewielką winnicę Hill of Grace (Wzgórze Łaski) położoną na pagórku naprzeciw małego kościółka luterańskiego w Keyneton. Posadził ją jeden z członków rodziny Nicolaus Stanitzki w połowie XIX wieku. W dzisiejszych czasach jest tak oblegana przez winiarskich pielgrzymów, że obowiązuje tam zakaz wstępu, by jej nie zadeptać. To tutaj ze 150-letnich shirazów rodzi się jedno z dwóch najlepszych win Australii.
Życie w winiarni nie jest zbyt skomplikowane – Stefan, piąte pokolenie Henschków, siedzi cały dzień w winiarni, Prue – jego żona, w polu. Studiowała uprawę winnej latorośli i Stefan nie wchodzi jej w drogę. Jeśli nie ma akurat bieżących prac – nie ma ich obojga. Podróżują, korzystając z tysięcy zaproszeń, aby pojawić się gdziekolwiek, choćby na chwilę. W domu pozostaje ekipa i strzegący ich domu jamnik – bodaj najczęściej fotografowany piesek w winiarskiej prasie.