Rz: Czy można kino indyjskie traktować tylko jako egzotyczną ciekawostkę?
Aleksandra Janiszewska: Kino indyjskie to pojęcie bardzo różnorodne. Obejmuje nurt kina popularnego‚ ale także produkcje ambitne. Na naszych ekranach ten drugi rodzaj gości rzadko‚ ale zdarzają się wyjątki (ostatnio premiera „Czterech kobiet” Gopalakrishnana‚ jednego z ważniejszych obecnie twórców hinduskich‚ u nas dotąd nieznanego). Nie jest łatwo ustalić miejsce kina bollywoodzkiego wśród produkcji kina rozrywkowego w Polsce‚ bo niełatwo znaleźć odpowiednik. Pozornie to proste‚ bo wiele jest filmów inspirowanych produkcjami zachodnimi (np. „Salaam/Namaste” Siddharty Ananda porównywany jest z „Dziewięcioma miesiącami” z Hugh Grantem czy „Jestem przy tobie” wiązany z „Grease”). Niby opowiadają te same historie‚ ale jednak to nie remake. Hinduskie wersje mają inny rodzaj narracji. Z zewnątrz są bardziej kolorowe i przez to komentowane przez wielu jako kiczowate. Ale od wewnątrz mają taką intensywność emocji‚ w którą nam‚ ludziom Zachodu‚ czasem trudno uwierzyć. Stąd biorą się tak skrajne reakcje na te filmy. Jedni ślepo je wielbią‚ inni z założenia z irytacją odrzucają.
Są jak przepustka do innego świata‚ pełnego kolorów‚ muzyki i żywiołu emocji
Popularność kina z Bollywood rośnie. Jaką potrzebę zaspokaja u polskiego widza?
Najprościej byłoby powiedzieć‚ że potrzebę szeroko pojętej egzotyki. Oferuje widzom coś‚ czego zaczyna brakować w zachodniej cywilizacji – wiarę w wartość uczuć i relacji między ludźmi. Egzotyczne jest także przekonanie bohaterów‚ że należą do jakiejś społeczności (co coraz trudniej odczuwać w naszej zindywidualizowanej kulturze). Poza tym nie należymy do najradośniejszych narodów. Narzekamy‚ skrywamy uczucia. Bollywood oferuje ucieczkę od tej szarości. Jest jak przepustka do innego świata‚ pełnego kolorów‚ muzyki i żywiołu emocji. Liczy się intensywność przeżywania. A ponadto to okazja do zabawy. To niesamowite‚ że na imprezach tematycznych spotkać można każdego: nastolatki‚ ludzi dojrzałych‚ mężczyzn i kobiety‚ humanistów i ekonomistów.