Kogoś, kto by mi świecił kagankiem oświaty i wskazywał drogę? Nie mam nikogo takiego. Bardzo chciałam, bo mając punkt odniesienia, jest łatwiej. Ale są na świecie artyści, którzy wyznaczają mi pewien standard trwania w zawodzie. Marzę, by nie wypalić się na scenie, ciągle mieć w sobie entuzjazm i przyjemność z tego, co robię. I mając 60 lat, stanąć na scenie z poczuciem, że nie jestem śmieszna. Co w przypadku zawodu piosenkarki może być trudne. Albo mieć odwagę odejść, kiedy poczuję, że to już nie to.
Jakie znaczenie ma dla pani dwupłytowy album „Na żywo”?
Chciałam ocalić od zapomnienia koncerty, na których występuje zespół „docelowy”, czyli trio. Pianista, basista i ja. To skład, z którym współpracuję od czterech lat. Na albumie znalazły się też piosenki nigdy nienagrane w studiu, a o które często jestem pytana. Np. Jacques’a Brela. Kocham jego utwory, uwielbiam je śpiewać, ale nie planowałam ich rejestracji na studyjnej płycie. Prawdę mówiąc, album „Na żywo” jest efektem szalonej niespodzianki, którą przygotowali moi muzycy. Nikt mnie nie poinformował, że nagrywamy. I dobrze, bo tylko bym się spięła. Nie cierpię nagrań.
26 września ukaże się jej dwupłytowy, koncertowy album „Na żywo”, na którym obok piosenek do słów artystki znajdą się utwory Jacques’a Brela („Jef”, „Amsterdam”, „Bigotki”) czy Kurta Weilla i Bertolta Brechta („Alabama song”, „Przekleństwo Milihaven”, „Jenny Piratka”). To piąty album w dorobku piosenkarki. Pierwszy nagrała przed ośmioma laty, jego producentem był Grzegorz Ciechowski.
Jest laureatką głównej nagrody na Festiwalu Młodych Talentów w Poznaniu (1988), na scenie debiutowała rolą Anki w musicalu „Metro”.