Historia Ery Jazzu, obejmującej zasięgiem całą Polskę, zaczęła się w poznańskim klubie Blue Note występem amerykańskiego perkusisty Paula Motiana i jego Electric Be-Bop Band. Pomysłodawcą i szefem imprezy jest Dionizy Piątkowski. Tylko od października do grudnia 1998 r. sprowadził po raz pierwszy do Polski pianistkę Lynne Arriale, a także Jamaaladeena Tacumę i Kronos Quartet.
Potem w wiosennych i jesiennych cyklach prezentował od kilku do kilkunastu muzyków. Przedstawianie tych, którzy wcześniej u nas nie występowali, a zasługują na uznanie, stało się znakiem charakterystycznym Ery Jazzu. Usłyszeliśmy po raz pierwszy m. in.: wspaniałe wokalistki Abbey Lincoln, Dianne Reeves i Nnennę Freelon, wokalistę Freddy’ego Cole’a, który okazał się równie dobry co jego brat Nat „King” Cole, a także pianistę Jacquesa Loussiera intrygująco interpretującego muzykę klasyczną na jazzowo. – Staram się zapraszać osobowości, których debiut pod szyldem Ery Jazzu jest najdoskonalszą okazją do zdobycia uznania na polskim rynku – twierdzi Dionizy Piątkowski.
Równie ważną cechą cyklu są premierowe projekty i inspirowanie artystów do oryginalnych pomysłów. Pamiętam, jak gitarzysta Al Di Meola ze łzami w oczach dziękował publiczności za owacje po występie z orkiestrą Amadeus Agnieszki Duczmal. Nie spodziewałem się tak dużego powodzenia koncertów „Penderecki… Jazz” z udziałem europejskich jazzmanów, bo była to trudna, niezwykle nowatorska muzyka.
[wyimek]Festiwal nie ulega trendom, stara się pokazywać to, co najbardziej wartościowe[/wyimek]
Największym jednak sukcesem były koncerty największych gwiazd: Diany Krall, Keith Jarrett Trio, tria Abdullaha Ibrahima i kwartetu Wayne’a Shortera. Ale ten festiwal nie schlebia modzie, prezentuje muzykę mniej znaną i niekomercyjną, choćby New Black Music z chicagowskiego nurtu AACM.