Były natomiast melodyjne kompozycje, afrykańskie rytmy, tańce i śpiewy. Muzycy czuli się na scenie swobodnie i po kilku nieudanych próbach wciągnęli do zabawy nazbyt usztywnioną publiczność Filharmonii Narodowej. Koncert uświetnił 10. rocznicę Ery Jazzu, niekończącego się festiwalu który wymyślił i prowadzi Dionizy Piątkowski.
[wyimek]Omar Sosa potrafi grać z godną podziwu wirtuozerią[/wyimek]
Omar Sosa był w lutym gościem Bielskiej Zadymki Jazzowej, prezentując ten sam program, ale w bardziej jazzowej wersji. Jest muzykiem gruntownie wykształconym w hawańskim konserwatorium i potrafi grać z godną podziwu wirtuozerią. Jednak najnowszy projekt “Afreecanos”, wydany na płycie pod tym tytułem, wcale takich popisów nie wymaga. Zwrócił natomiast jego zainteresowania w kierunku źródeł jazzu.
Pianista wyszedł na scenę w śnieżnobiałych, afrykańskich szatach i oryginalnym kapelusiku. Po ekspresyjnym wstępie lidera na scenę wkroczyli muzycy kwartetu grający na kalimbach, małych instrumentach perkusyjnych. Zapachniało Czarnym Lądem, a Mola Sylla, główny wokalista zespołu, odśpiewał pierwszą z afrykańskich pieśni. Ciekawie brzmiał utwór, w którym muzykom towarzyszyły odtwarzane z komputera śpiewy dzieci i dodatkowe partie instrumentów klawiszowych. W finale muzycy w rytmicznym transie pokazali, co jazz zawdzięcza Afryce.
Od tego momentu kolejne kompozycje zbliżały się coraz bardziej do współczesnej muzyki rozrywkowej, która powstaje w zachodniej części afrykańskiego kontynentu. Znamy ją najlepiej, bo stamtąd pochodzą najpopularniejsi twórcy: Salif Keita, Youssou N’Dour czy niedawny gość Ery Jazzu Angelique Kidjo. To muzyka niezwykle atrakcyjna, porywająca słuchaczy do zabawy. Przez chwilę można było mieć wrażenie, że afrykańscy muzycy ukradli Omarowi Sosie koncert. Śpiewany przez nich melodyjny refren narastał do wzniosłego finału niczym hymn. Pianiście nie pozostało nic innego, jak przyłączyć się do wspólnych śpiewów.