– Rok temu, kiedy przeczytałem w Internecie wiadomość o śmierci Polaka na lotnisku w Vancouver, nie mogłem przestać o tym myśleć – mówi reżyser. – Postanowiłem zrobić o tym film. Opowiedzieć o strachu. Bo śmierć Roberta Dziekańskiego była wynikiem strachu przed obcym. Przed ludźmi, którzy zaczęli krążyć po świecie, i przychodzą do naszego domu. Po 11 września boimy się. Terroryści trafili nas w najczulsze miejsce, zamknęli nam bramy wolności. Latanie zamieniło się w koszmar, bo na lotniskach lęk jest zamknięty jak w probówce. Sam rozglądam się, z kim wsiadam do samolotu.
[srodtytul]Matka i syn [/srodtytul]
Film ma się zacząć, gdy Robert Dziekański wychodzi ze swego mieszkania w Gliwicach.
– Ostatniej nocy, pakując się, kilka razy rozmawiał z matką przez telefon. Mówił jej o swoim lęku, a ona powtarzała, żeby się nie bał, bo jedzie do lepszego świata, gdzie wszyscy się nim zaopiekują. Powiedziała, że będzie czekała na końcu tej drogi. I czekała. 25 metrów od niego.
"Imigranci" są opowieścią o matce i synu. Zofia Cisowska wychowywała Roberta sama. Ciężko pracowała, sprzątała biura. Była kobietą inteligentną, ciekawą świata. Dużo czytała i swoją pasją zaraziła Roberta.