Dlaczego chcemy, żeby nasze dzieci należały do klanu czytających?
Bo sami czytamy, a naturalnym odruchem rodzica jest formować swą duchową kopię, „wykapaną mamusię”, „nieodrodnego syna tatusia”. Chcemy, żeby dziecko rozumiało kulturowe szyfry, w jakich wzrastaliśmy.
Bo intuicja i statystyka podpowiadają nam, że czytający (ergo wykształceni) mają lepsze życie – jeśli za miarę przyjąć nie tylko prostacką inwentaryzację posiadanych dóbr, ale życiową satysfakcję, radość z życia. Czytanie jest niezawodną ucieczką od nudy, frustracji i złości. Lepiej niż prozac uśmierza życiowe rozczarowania.
Bo czytanie rozwija hipokamp (ble ble ble) i jest tym dla mózgu, czym gimnastyka dla mięśni. Czytający są intelektualnie bardziej fit.
Bo czytający stale konfrontują swój sposób myślenia z poglądami innych ludzi wyrażonymi w książkach, przez co są bardziej świadomi własnych uczuć i sądów, są bardziej empatyczni.