Rudowłosa piękność niedawno skończyła 48 lat. Wciąż niezwykle atrakcyjna i kobieca na sposób, który nawet w Hollywood zdarza się rzadko. Gwiazda, ale przede wszystkim znakomita aktorka. Ma na koncie cztery nominacje do Oscara. Któryś z krytyków napisał, że również najbliższe lata będą należeć do Julianne Moore, a jeśli Amerykańska Akademia nie przyzna jej statuetki, będzie to już po prostu zbrodnia.
Zgadzam się całkowicie.– Jeśli bohaterka jest uwięziona pod lawiną albo w nieszczęśliwym małżeństwie, albo myśli o samobójstwie, to takiej propozycji z całą pewnością mogę się spodziewać. Raczej nie przychodzi nikomu do głowy, żeby mnie obsadzić w lekkiej komedii albo telewizyjnym show – skarży się Moore niecałkiem serio.
Bo choć reżyserzy rzeczywiście najchętniej obsadzają ją w dramatach, ma opinię aktorki wszechstronnej. Mówi się, że czyta każdy scenariusz, który do niej trafia. – Czasem tylko kartkuję – wyjaśnia. – Uważam, że muszę orientować się w całości, skoro mam podjąć decyzję: wchodzę w to czy nie.Urodziła się 3 grudnia 1960 r. w Fayetteville, niewielkim miasteczku w Północnej Karolinie.
Jej ojciec był prawnikiem wojskowym, matka, Szkotka z pochodzenia, pracowała w opiece społecznej. Rodzina ze względu na ojca często przenosiła się z miejsca na miejsce – część dzieciństwa przyszła gwiazda spędziła m.in. na Alasce i w Niemczech. Zmieniała szkoły, poznawała nowych ludzi – dziś mówi, że to nauczyło ją szybko aklimatyzować się w każdym otoczeniu.
O tym, że chce zostać aktorką, zaczęła myśleć stosunkowo późno. Zobaczyła Meryl Streep na okładce „Time’a” – to był impuls. Rodzice nie byli zachwyceni. Chcieli, żeby ich córka – wzorowa uczennica – wybrała solidniejszy zawód. Moore wspomina, że matka zapytała ją: „Dlaczego chcesz zmarnować swoją inteligencję?”.