Odrobinę znużony gitarowym graniem klawiszowiec Ścianki zaczął pracować nad własnymi kompozycjami, które zaowocowały w 2004 roku wyjątkowo ciekawą autorską płytą.
Niezwykle lapidarne w stylu wydawnictwo wyznaczyło krąg zainteresowań autora konceptu i wykonawcy wszystkich partii instrumentalnych i wokalnych.
Mówiło się, że to dobrze, że Lachowicz poszedł własną drogą, bo upychane kolanem w repertuarze Ścianki piękne melodyjki jego autorstwa zawsze były spychane do kąta przez ekspansywność jazzgotliwych suit, z których słynął ten zespół. Tymczasem – zmontowany na kuchennym stole – autorski materiał wskazywał na poszukiwania analogowo-akustyczne i songwriterskie Lachowicza. A to co pierwotne i nadmiernie uproszczone wróciło tym razem w formie bogatszej i bardziej wysmakowanej na drugim albumie “Za morzami”.
Jacek Lachowicz wykonuje to, co można by śmiało nazwać poematami pisanymi dźwiękiem, do tego śpiewa naprawdę znakomite teksty i nie boi się języka polskiego. Ilustracyjny charakter muzycznego tworzywa pokazał na krążku “Runo”, który jest zapisem utworów filmowych powstałych we współpracy między innymi z liderem sceny yassowej Tymonem Tymańskim (“Wesele”) czy z wokalistką Anią Dąbrowską, która gościnnie zaśpiewała w jego wielkim przeboju “Płyń”. Całość nagrań dopełniono instrumentalnymi impresjami.
Trzeba przyznać, że ta muzyka odznacza się tak wielką “przyczepnością”, że potrafi nie schodzić z odtwarzacza przez tydzień.