Tom Jones jak meteor

Wczoraj przemknął przez Warszawę Tom Jones. Wpadł na jeden dzień, by promować swój album „24 Hours” i dać minirecital na wręczaniu Telekamer

Publikacja: 03.02.2009 13:44

Tom Jones promował w Warszawie swój album „24 Hours”

Tom Jones promował w Warszawie swój album „24 Hours”

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Trudno uwierzyć, ale legendarny wokalista, który w czerwcu skończy 69 lat i jest na estradzie od blisko półwiecza, wylansował niezliczone przeboje i sprzedał ponad 100 mln płyt, przyjechał do Polski dopiero po raz drugi (w 2001 roku dał świetny koncert we Wrocławiu).

Na wczorajsze spotkanie z prasą w hotelu Sofitel Victoria Sir Tom Jones (artysta niedawno otrzymał tytuł szlachecki od królowej brytyjskiej), po dawnemu krzepki i pełen wigoru, przybył w towarzystwie 52-letniego syna Marka, będącego od 1968 roku jego impresario. Ale na pytania przed mikrofonami i kamerami odpowiadał sam.

Zapytany przez nas o swe najwcześniejsze inspiracje muzyczne Tom Jones stwierdził, że choć miał w młodości efektowne wzory karier starszego od siebie o cztery lata Tommy’ego Steele’a, uchodzącego za brytyjską kopię Elvisa Presleya, czy na przykład swego równolatka – Johna Lennona i The Beatles, to od początku zapatrzony był we wzory amerykańskie.

– Dorastając w latach 40. i 50. w górniczym okręgu Cardiff, śpiewałem na imprezach rodzinnych piosenki walijskie, ale w Radiu BBC słuchałem muzyki zza oceanu – wyznał nam artysta. – W epoce przedrockandrollowej pociągała mnie energia muzyki gospel, lubiłem country, z piosenkarzy podziwiałem Frankie’ego Laine’a czy Franka Sinatrę, których z czasem miałem zaszczyt poznać, podobnie jak Elvisa Presleya – dodał.

Ameryka zrewanżowała się Jonesowi żywym zainteresowaniem dla jego hitów z połowy lat 60., takich jak „It’s Not Unusuall”, „The Green, Green Grass of Home“, „Delilah”, a także późniejszych. Artysta odbywał w USA długie trasy, a od 40 lat mieszka w Kalifornii, co jakiś czas wracając do ukochanej Walii.

W Los Angeles właśnie powstał najnowszy, energetyczny album Toma Jonesa „24 Hours”, wyprodukowany głównie przez drum’n’basową ekipę Future Cut.

– Lubię pracować z młodymi, to daje mi dodatkowy napęd – zwierzał się Tom Jones, który podczas ceremonii wręczania Telekamer „Tele Tygodnia” sięgnął po hit z nowej płyty, ale nie omieszkał też przypomnieć mającego już dziesięć lat, ale wciąż jarego szlagieru „Sex Bomb”.

Trudno uwierzyć, ale legendarny wokalista, który w czerwcu skończy 69 lat i jest na estradzie od blisko półwiecza, wylansował niezliczone przeboje i sprzedał ponad 100 mln płyt, przyjechał do Polski dopiero po raz drugi (w 2001 roku dał świetny koncert we Wrocławiu).

Na wczorajsze spotkanie z prasą w hotelu Sofitel Victoria Sir Tom Jones (artysta niedawno otrzymał tytuł szlachecki od królowej brytyjskiej), po dawnemu krzepki i pełen wigoru, przybył w towarzystwie 52-letniego syna Marka, będącego od 1968 roku jego impresario. Ale na pytania przed mikrofonami i kamerami odpowiadał sam.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"