Trio z Rzeszowa dotychczas można było usłyszeć na kilku składankach i klubowych koncertach. Młodzi muzycy nie kryją fascynacji najstarszymi dokonaniami Elvisa Presleya, Johnny’ego Casha i innych gwiazd związanych ze słynną wytwórnią Sun.
Wyrazem tego uwielbienia jest debiutancki album, na którym usłyszymy stylowe rockabilly. Samo nawiązanie do tego archaicznego gatunku nie jest niczym niezwykłym. W ostatnim czasie kilka polskich zespołów alternatywnych posłużyło się podobną konwencją – udane płyty wydały m.in. Komety, The Kolt czy Pavulon Twist. Rockabilly było dla nich jednak jedynie punktem wyjścia, bazą do własnych poszukiwań bądź jedną z wielu inspiracji.
Jet-Sons poszli o krok dalej – „Rockabilly Garage” to album, który brzmi, jakby nagrano go pół wieku temu na południu Stanów Zjednoczonych. Zespół zrezygnował z możliwości, jakie daje współczesna technika nagraniowa, realizując materiał metodą „na setkę” – a więc rejestrując wszystkie instrumenty jednocześnie. Tak właśnie powstawały nagrania w czasach narodzin rock and rolla. Dzięki temu zabiegowi piosenki brzmią dość surowo, choć nie sposób odmówić im przebojowości i energii.
Grupa wykorzystuje klasyczne w takiej muzyce instrumentarium – perkusję, kontrabas i gitarę, chociaż gdyby chcieli być bardziej święci od papieża, perkusista powinien zrezygnować z bębna basowego i grać na stojąco. Kontrabasista gra oczywiście palcami, wytrawnie posługując się rockandrollową techniką – tzw. slapem. Garażowe brzmienie grupy potęguje lekko przesterowany głos wokalisty. W utworze „Washboard boogie” grupa wykorzystuje tarkę – typowy instrument południa USA wywodzący się z jazzu tradycyjnego.
Płytą „Rockabilly Garage” grupa udowodniła, że potrafi świetnie się wpasować w stylistykę lat 50., jednocześnie proponując chwytliwe riffy i wpadające w ucho melodie.