Maciej Maleńczuk boi się proboszcza

Muzyk nagrał album „Psychodancing vol. 2” zawierający nowe piosenki i stare przeboje

Publikacja: 26.11.2009 00:24

Maciej Maleńczuk nagrał album z zespołem, który tworzą muzycy jazzowi

Maciej Maleńczuk nagrał album z zespołem, który tworzą muzycy jazzowi

Foto: Fotorzepa

O awanturniczym życiu artysty krążą legendy. Podtrzymały je wieści o czerwcowej przepychance z policjantami podczas festiwalu opolskiego. Spotkaliśmy się w hotelowej kawiarni. Maleńczuk zamawia kawę i sok. Jest wypoczęty, zrelaksowany.

– Płyta dobrze się sprzedaje, na koncerty przychodzi dużo ludzi. Mój obecny zespół dotarł się. Przeżywam momenty małego spełnienia. Mogę powiedzieć, że jestem stosunkowo zrównoważony i mam zadatki na wesołego staruszka.

Do pracy nad nową płytą Maleńczuk, rocznik 1961, zaprosił Zbigniewa Kurtycza, rocznik 1919. Zaśpiewali „Cichą wodę”.

– Lubię przebywać ze starszymi ludźmi. Są ulepieni z innej gliny: dowcipni, mówią świetną polszczyzną, mają dobrą bajerę.

Publiczność Maleńczuka też chyba się postarzała: na koncertach czekają na nią krzesła, jakby nie miała siły stać.

– Bo tak jest. Sam siedzę na krześle. Barowym! Celowo wybrałem taką widownię. „Psychodancing” to przemyślany projekt. Nie jesteśmy grupą przyjaciół, która od dziecka pali jointy i postanawia założyć zespół, aby spełnić marzenia. Gram z muzykami, których wynająłem. Robię to na zimno.

Dla pieniędzy? – Nie tylko. Postawiłem na publiczność, która ma podobne jak ja doświadczenia. Dobrze się czuję w towarzystwie starych bab. Wesoło. O czym będę rozmawiał z piętnastoletnią panienką? Być może Agnieszka Chylińska jest na tyle zgrabna i młoda – choć nie wiadomo, ile nad jej wyglądem pracowano – że może błysnąć jako gwiazda nastolatek. A taką sobie wybrała publiczność, zasiadając w jury „Mam talent”. Zresztą zrobiła to słusznie.

Wyznaję, że podczas koncertu nie wiedziałem, gdzie jestem. Zespół grał ostro, a nagle usłyszałem pianino niczym z hotelowej restauracji czy hotelowej windy.

– Na hotel się zgodzę. Muzycy też mi powiedzieli: „Trafiliśmy z deszczu pod rynnę: chcieliśmy zagrać coś ciekawszego, a ty nam każesz grać jak na dansingu”. Ale zakładam, że może się tam zawieruszyć 50-letni fan Black Sabbath. Taki jak ja. I pozwalam sobie na chwile dzikości. Chłopcy jazzują. Określenie „muzyka z windy” mnie obraża. W windzie słucha się Kenny’ego G!

Na nowej płycie Maleńczuk śpiewa: „Taka bieda/Tego się nie da sprzedać/Jak tu nie tęsknić/Za czymś normalnym, za czymś większym”.

– Wielu ludzi nie dba o swój intelekt. Księgarnie są pełne klientów, którzy nie czytają książek. Rozmawiałem ostatnio z wydawcą i proszę sobie wyobrazić, że znał „Inwazję jaszczurów” Karela Capka. No, trzeba mieć coś w rodzaju umysłowej siłowni!

Dla Maleńczuka są nią lektury, do których powraca. Obecnie czyta „Wyprawę do wnętrza ziemi” Juliusza Verne’a.

– Świetna literatura! Chyba opisuje eksperymenty z amfetaminą! Próbowałem Doroty Masłowskiej, ale nie dałem rady. Wolę „Faraona”. Znakomicie napisana książka!

W „Muzyku” Maleńczuk śpiewa: „Ambicja – przecież jesteś więcej wart/Duma – jeszcze będą prosić mnie/Zwątpienie – nie dam się nabrać drugi raz/Fatum – wszystko idzie źle”. Pytam muzyka, na co się nie da drugi raz nabrać.

– Na opowieści o przyjaźni. W kapelach często szafuje się tym określeniem. A potem pada pytanie: „Nie odpalisz mi tantiem, przecież jesteśmy kolegami?”. „Ale to ja napisałem ten utwór”, wyjaśniam. „I tylko ty będziesz spijał śmietankę? Przecież to ja ułożyłem linię basu”, itd., itp., słyszę w odpowiedzi. A gdy nie podzielę się tantiemami, szybko wychodzi na to, że nie jesteśmy przyjaciółmi. Dlatego ostatnio się nie zaprzyjaźniam.

Patronem Maleńczuka jest Wojciech Waglewski.

– Kiedy pojawiają się wątpliwości, do niego uderzam. Ma dla mnie zawsze jedną radę. „Uważaj na siebie”. Sam dla siebie jestem największym zagrożeniem.

W życiu wokalisty nastąpiła jednak stabilizacja. Kupił dom na Rzeszowszczyźnie. – Moje dzieci dobrze się mają. Może to jest mój największy sukces, że udało mi się utrzymać rodzinę, nie rozpieprzyć jej.

Kupił pianino Yamahy, uczy się harmonii i akordów. – Są łatwiejsze, niż myślałem. Tyle lat nie wiedziałem, gdzie jest na klawiaturze punkt G – ten słynny punkt, a wystarczy paluszkiem dotknąć. Dzieci grają. Śpiewamy kolędy. Trzymamy się za ręce. Zapraszamy sąsiadów.

Przesadza. – Tak, ale wieś mnie uwielbia. A ja uwielbiam wieś. Proboszcza się boję. A on mnie. Na koncert przysłał delegację młodszych, po cywilnemu – rumianych i okrągłych. Na mszę nie chodzę, ale jajka święcę. Przyjmuję na kolędę. Dałem na kościół sto złotych.

O awanturniczym życiu artysty krążą legendy. Podtrzymały je wieści o czerwcowej przepychance z policjantami podczas festiwalu opolskiego. Spotkaliśmy się w hotelowej kawiarni. Maleńczuk zamawia kawę i sok. Jest wypoczęty, zrelaksowany.

– Płyta dobrze się sprzedaje, na koncerty przychodzi dużo ludzi. Mój obecny zespół dotarł się. Przeżywam momenty małego spełnienia. Mogę powiedzieć, że jestem stosunkowo zrównoważony i mam zadatki na wesołego staruszka.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"