– Bo tak jest. Sam siedzę na krześle. Barowym! Celowo wybrałem taką widownię. „Psychodancing” to przemyślany projekt. Nie jesteśmy grupą przyjaciół, która od dziecka pali jointy i postanawia założyć zespół, aby spełnić marzenia. Gram z muzykami, których wynająłem. Robię to na zimno.
Dla pieniędzy? – Nie tylko. Postawiłem na publiczność, która ma podobne jak ja doświadczenia. Dobrze się czuję w towarzystwie starych bab. Wesoło. O czym będę rozmawiał z piętnastoletnią panienką? Być może Agnieszka Chylińska jest na tyle zgrabna i młoda – choć nie wiadomo, ile nad jej wyglądem pracowano – że może błysnąć jako gwiazda nastolatek. A taką sobie wybrała publiczność, zasiadając w jury „Mam talent”. Zresztą zrobiła to słusznie.
Wyznaję, że podczas koncertu nie wiedziałem, gdzie jestem. Zespół grał ostro, a nagle usłyszałem pianino niczym z hotelowej restauracji czy hotelowej windy.
– Na hotel się zgodzę. Muzycy też mi powiedzieli: „Trafiliśmy z deszczu pod rynnę: chcieliśmy zagrać coś ciekawszego, a ty nam każesz grać jak na dansingu”. Ale zakładam, że może się tam zawieruszyć 50-letni fan Black Sabbath. Taki jak ja. I pozwalam sobie na chwile dzikości. Chłopcy jazzują. Określenie „muzyka z windy” mnie obraża. W windzie słucha się Kenny’ego G!
Na nowej płycie Maleńczuk śpiewa: „Taka bieda/Tego się nie da sprzedać/Jak tu nie tęsknić/Za czymś normalnym, za czymś większym”.
– Wielu ludzi nie dba o swój intelekt. Księgarnie są pełne klientów, którzy nie czytają książek. Rozmawiałem ostatnio z wydawcą i proszę sobie wyobrazić, że znał „Inwazję jaszczurów” Karela Capka. No, trzeba mieć coś w rodzaju umysłowej siłowni!