Scena muzycznej próby w wagonie, na bocznicy, w pejzażu wydm, jest pełna buntu i zarazem symboliczna.
Ci, którzy decydowali się na punk – wybierali życie na marginesie PRL. Konflikt był nieunikniony. Dziś brzmi to może śmiesznie, ale nawet noszenie agrafek było surowo zakazane i wywoływało zainteresowanie ciała pedagogicznego oraz Milicji Obywatelskiej. Dużo wcześniej niż przypinane do ubrań w stanie wojennym oporniki.
Pretekstem do interwencji organów porządkowych były jak zawsze w PRL względy bezpieczeństwa. Tępiono czarne skóry i punkowe fryzury –irokezy.
Wyjątkiem był Jarocin, od początku lat 80. mekka polskiego punku, gdzie pojawiało się wiele punkowych załóg z całej Polski. Łatwo wytłumaczyć schizofrenię komunistycznych władz, które na początku powstrzymywały rockową falę, a później starały się ją wykorzystać dla własnych interesów, bo osłabiała zainteresowanie młodzieży polityką i "Solidarnością".
Jednak dla punkowców nie było litości. Na muzykę dzieci-śmieci nie było miejsca w młodzieżowej prasie, co dopiero w telewizji i na radiowej antenie – nawet w najbardziej liberalnej Trójce.