McCoy Tyner, czyli anioł z piorunem w dłoniach

Koncertem na Bielskiej Zadymce Jazzowej amerykański pianista zostawił testament z zapisanym wzorcem improwizacji i rytmu

Publikacja: 05.02.2010 17:06

McCoy Tyner

McCoy Tyner

Foto: Fotorzepa, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Kwartet Tynera nie odkrywa nowych kierunków w jazzie, ale doskonali muzykę, pokazując jej najatrakcyjniejsze aspekty: harmonię, pulsujący rytm i poruszające wyobraźnię słuchaczy improwizacje.

Porównując ostatnie koncerty pianisty (rocznik 1938) z nagraniami zarejestrowanymi w latach 60., jeszcze z kwartetem Johna Coltrane'a i jego własnymi zespołami, widać, że jego gra stała się oszczędniejsza, ale nie straciła mocy. Jego palce spadają na klawiaturę nieomylnie jak pazury jastrzębia na ofiarę.

By nabrać rozpędu, podnosi dłonie wysoko i, uderzając, gra niczym perkusista. Jego akordy mają moc pioruna, porządkują muzykę, dodają jej energii, która przenosi się na pozostałych muzyków i słuchaczy. Trudno było wysiedzieć w fotelach ustawionych w Klubie Klimat bielskiej Galerii Sfera i nie przytupywać do rytmu. Muzyka McCoya Tynera była jak duża dawka adrenaliny.

Przed Tynerem wystąpiło trio z Niemiec Three Fall, improwizując z żarliwością, na jaką potrafią się zdobyć tylko zapaleńcy. Zestaw instrumentów: saksofon, puzon i perkusja, jest w jazzie rzadko spotykany, ale młodzi muzycy pokazali wysoką sprawność i oryginalne pomysły.

Po nich na scenę wkroczył kwintet trębacza Jerzego Małka. Małek, saksofonista Radek Nowicki, pianista Dominik Wania, kontrabasista Wojciech Pulcyn i perkusista Arek Skolik tworzą muzykę godną najlepszych scen świata. Błyskotliwe improwizacje lidera i Nowickiego, ekspresyjna sekcja rytmiczna idealnie przygotowały publiczność na przyjęcie jazzowej legendy.

Reklama
Reklama

Najpierw organizatorzy festiwalu wręczyli McCoyowi Tynerowi prestiżową Nagrodę Anioł Jazzu. Statuetki otrzymują tylko największe gwiazdy.

Wyraźnie wzruszony pianista powiedział po polsku: "dziękuję", czym wywołał radość zgromadzonych. Nie zwlekając, usiadł do fortepianu i pokazał to, co w jazzie najlepsze. Jego zespół nie potrzebował czasu na rozpędzenie się, od razu ruszyła maszyna rytmiczna napędzana siłą perkusji Erika Gravatta i kontrabasu Geralda Cannona. A wspomagały ją co chwila perkusyjne akordy Tynera wplatane w perliste solówki. Saksofonista Gary Bartz intrygująco połączył nowoczesność i tradycję. Dysponując wyrafinowanym brzmieniem, współtworzył najlepszy jazzowy spektakl.

Kiedy pianista zagrał ostatni motyw, publiczność poderwała się z miejsc. Sędziwy muzyk niechętnie odchodził od instrumentu, który daje mu młodzieńczą witalność. Publiczności zasalutował, co na jego koncertach widziałem po raz pierwszy. Był bardzo zaskoczony, kiedy do sceny rzucili się fani, wyciągając do niego okładki płyt z prośbą o autograf. Wcześniej szczelnie izolowany, teraz nie miał wyboru, podpisał kilka płyt, rozłożył przepraszająco ręce i powoli, pochylony do przodu podążył za kulisy krokiem staruszka. Takie chwile zapamiętuje się na zawsze.

Kwartet Tynera nie odkrywa nowych kierunków w jazzie, ale doskonali muzykę, pokazując jej najatrakcyjniejsze aspekty: harmonię, pulsujący rytm i poruszające wyobraźnię słuchaczy improwizacje.

Porównując ostatnie koncerty pianisty (rocznik 1938) z nagraniami zarejestrowanymi w latach 60., jeszcze z kwartetem Johna Coltrane'a i jego własnymi zespołami, widać, że jego gra stała się oszczędniejsza, ale nie straciła mocy. Jego palce spadają na klawiaturę nieomylnie jak pazury jastrzębia na ofiarę.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Kultura
Polka wygrała Międzynarodowe Biennale Plakatu w Warszawie. Plakat ma być skuteczny
Kultura
Kendrick Lamar i 50 Cent na PGE Narodowym. Czy przeniosą rapową wojnę do Polski?
Patronat Rzeczpospolitej
Gala 50. Nagrody Oskara Kolberga już 9 lipca w Zamku Królewskim w Warszawie
Kultura
Biblioteka Książąt Czartoryskich w Krakowie przejdzie gruntowne zmiany
Kultura
Pod chmurką i na sali. Co będzie można zobaczyć w wakacje w kinach?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama