Kiedy sądzono, że należy do zamierzchłej epoki, jego przeboje ożyły w rytmach reggae, funku czy hip hopu. Sukces dwóch albumów zatytułowanych „Cafe Fogg" z udziałem śpiewającej młodzieży był zaskoczeniem. Można go jednak wytłumaczyć tęsknotą za czasami, gdy wokaliści musieli umieć śpiewać. Dzisiaj nie jest to niezbędne.
Według obecnych standardów Mieczysław Fogg jest antygwiazdorem. Wokalny talent tego kolejowego kasjera odkrył w latach 20. aktor Ludwik Sempoliński. Zaczął więc profesjonalnie kształcić głos, co dziś uznano by za stratę czasu. A potem, nim zdecydował się na solowe występy, zdobywał umiejętności estradowe w Chórze Dana.
Kariera Fogga trwała pół wieku, nie wspierały jej medialne skandale, bo był przykładnym mężem i ojcem. Co więcej, nie zmieniał swego estradowego wizerunku. Ciepłym, miękkim barytonem śpiewał kolejne przeboje, nie bacząc na mody.
Wydany obecnie dwupłytowy zestaw z 40 piosenkami to również dźwiękowa historia polskiej muzyki rozrywkowej. Najstarsze nagrania pochodzą z lat 30., epoki tęsknych westchnień w rytmie tanga, których kwintesencją jest tu piosenka „Jest tylko jedna miłość" w wykonaniu Chóru Dana. Wśród śpiewających wokalistów ucho bez trudu wychwyci głos Fogga.