Reklama
Rozwiń

Muzyka z przedmieść

Will Butler z zespołem Arcade Fire zagra 24 czerwca w Warszawie

Publikacja: 22.06.2011 01:06

Muzyka z przedmieść

Foto: ROL

Red

Rz: Niedługo ukaże się reedycja waszego wyróżnionego nagrodą Grammy albumu „The Suburbs" – wzbogacona o dwa nowe utwory i krótki film „Scenes from the Suburbs" Spike'a Jonze. W amerykańskiej kulturze dominuje obraz bogatych przedmieść pełnych nietolerancji i hipokryzji. Chcieliście ten schemat przełamać?

Will Butler: Rzeczywiście, takie miejscowości jak kalifornijskie Woodlands, gdzie ja i mój brat dorastaliśmy, często stają się symbolem amerykańskiego dobrobytu, ale też wszystkich najgorszych cech przypisywanych zamożnej burżuazji. W przeciwieństwie do suburbii europejskich uchodzą za bezpieczną zatokę dla zamożnych ludzi, którzy pragną zamknąć się w swoim świecie. Ale w okolicy, w której my się wychowaliśmy, nie czuło się kołtuństwa. Było tam mnóstwo kolorowych ptaków i zagubionych ekshipisów. Drobnomieszczaństwo nie jest przypisane dzielnicom. Nosi się je w sobie. Podobnie jak wolność.

W piosenkach z „The Suburbs" opowiedzieliście o własnym dzieciństwie.

Było dla was tak ważne?

Długo nie wyobrażałem sobie lepszej rzeczywistości. Dopiero jako 15-latek pojechałem do szkoły z internatem i odkryłem, że można mieć za oknem lepsze widoki niż równo przystrzyżoną trawę i że istnieją miejsca ciekawsze od rozpalonego słońcem Teksasu. Proszę jednak pamiętać, że dorastanie na obrzeżach miast uformowało wiele pokoleń Amerykanów.

Jednak dzisiejsze przedmieścia zmieniają się.

Poszerza się horyzont ich mieszkańców. Moim oknem na świat w Woodlands były radio i jedyne kino w miejscowym centrum handlowym. No i jeszcze taki fajny koleś, który dzięki starszemu bratu miał dostęp do dobrej muzyki. To był król okolicy, zbieraliśmy się wokół niego jak indiańskie plemię wokół wodza. Ale już urodzony w 1990 roku młodszy brat mojej żony wychował się w zupełnie innej rzeczywistości. Dzięki światłowodom miał dostęp do najnowszych filmów, muzyki, sztuki.

Takie zespoły jak Arcade Fire stają się beneficjentami tego nowego świata?

Bardzo dużo zawdzięczamy dzieciakom wybierającym kliknięciem muzykę, która im się podoba. Mamy wspaniałe czasy. Ci młodzi ludzie, którzy wyrastają marzeniami ponad swoje spokojne osiedla, idąc pod prąd i słuchając niezależnej muzyki, przestają być samotni, bo wiedzą, że po drugiej stronie kabla ktoś rozumie ich wybory.

Dzisiaj Arcade Fire jest na topie światowego rynku muzycznego. Nie obawiacie się o swoją niezależność?

Świat się zdemokratyzował. Dzięki Internetowi każdy, kto jest w czymś dobry, może znaleźć ludzi, do których trafi ze swoją sztuką. Tak narodził się nasz sukces. Nie kokietowaliśmy decydentów ze studiów, lecz robiliśmy swoje. Dla przyjemności. I dzisiaj nic się nie zmieniło. A że wydajemy płyty w dużych nakładach albo planujemy bardziej spektakularne koncerty, bo przychodzi na nie więcej osób? To tylko kwestia techniczna. Pozostaliśmy sobą.

Nie sądzi pan, że razem z wielkimi pieniędzmi, nagrodami i marketingiem łatwo stracić poczucie bliskości i wspólnoty?

Nie myślimy o tym. Jasne, że na swojej drodze spotykamy ludzi, którzy dali się złapać w klatkę popularności i których zgubiła chciwość. Sami jesteśmy podejrzliwi, kiedy widzimy, jak na niezależności ktoś próbuje zrobić duże pieniądze. My po prostu staramy się tworzyć ciekawą muzykę. W głębi serca zostaliśmy grupą przyjaciół z przedmieścia, którzy poprzez muzykę opowiadają o swoich radościach, lękach, tęsknotach.

—rozmawiał Krzysztof Kwiatkowski

„Newsweek Polska"

Rz: Niedługo ukaże się reedycja waszego wyróżnionego nagrodą Grammy albumu „The Suburbs" – wzbogacona o dwa nowe utwory i krótki film „Scenes from the Suburbs" Spike'a Jonze. W amerykańskiej kulturze dominuje obraz bogatych przedmieść pełnych nietolerancji i hipokryzji. Chcieliście ten schemat przełamać?

Will Butler: Rzeczywiście, takie miejscowości jak kalifornijskie Woodlands, gdzie ja i mój brat dorastaliśmy, często stają się symbolem amerykańskiego dobrobytu, ale też wszystkich najgorszych cech przypisywanych zamożnej burżuazji. W przeciwieństwie do suburbii europejskich uchodzą za bezpieczną zatokę dla zamożnych ludzi, którzy pragną zamknąć się w swoim świecie. Ale w okolicy, w której my się wychowaliśmy, nie czuło się kołtuństwa. Było tam mnóstwo kolorowych ptaków i zagubionych ekshipisów. Drobnomieszczaństwo nie jest przypisane dzielnicom. Nosi się je w sobie. Podobnie jak wolność.

Kultura
Pod chmurką i na sali. Co będzie można zobaczyć w wakacje w kinach?
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat