Jill Scott o sobie i albumie The Light of the Sun

Wokalistka Jill Scott mówi „Rz” o nowej płycie i o odwadze bycia sobą

Aktualizacja: 25.07.2011 16:56 Publikacja: 23.07.2011 16:15

Jill Scott dorastała w biednym środowisku, może dlatego dziś tak ceni szczerość i bezpośredniość

Jill Scott dorastała w biednym środowisku, może dlatego dziś tak ceni szczerość i bezpośredniość

Foto: Warner Music

Sukces płyty „The Light of the Sun", która debiutowała na szczycie listy „Billboardu" i od miesiąca utrzymuje się w pierwszej dziesiątce notowań za oceanem, jest zaskoczeniem.

Scott nie szykowała zamachu na listy przebojów: nagrała najbardziej bezpretensjonalny album w karierze – nie tak nowatorski jak jej poetyckie wycieczki z „Jill Scott Experience", ale też pozbawiony ewidentnych przebojów w rodzaju „Golden". 

Zobacz na Empik.rp.pl

„The Light of the Sun" jest płytą szczerą i zasilaną prywatnym szczęściem. Prawdopodobnie stąd jej sukces – w tym sezonie w USA bardziej niż kreacje Gagi podobają się wokalistki, które pięknie śpiewają i unikają nadmiernej stylizacji. Takie jak Adele czy Scott.

Buzujące emocje

Swoją płytę otwiera podobnie jak przed dekadą, gdy zaczęła karierę – od poetyckiej recytacji. Teraz w jej ustach „Blessed", anegdotka o nowo narodzonym synu, do którego tęskni, więc lada moment wyjdzie ze studia, zmienia się w poezję.

– Ludzie lubią słuchać historii, a ja kocham je opowiadać – mówi „Rz" Jill Scott. – To wzięło się z czytania. Jako dziecko dostawałam książki na urodziny i kiedy dobrze szło mi w szkole. Z czasem rozsmakowałam się w wyszukanych narracjach, a im bardziej je doceniałam, tym bardziej chciałam snuć własne. Teraz czuję, ze moje możliwości są nieograniczone.

Scott frazuje z mocą natchnionych baptystycznych pastorów, improwizuje jak najlepsi jazzmani, a puentuje niczym wytrawny raper. Swobodnie przechodzi z recytacji do rozbudowanych melodii. To wytrawna wokalistka – umie sprawić, że jej utwory buzują emocjonalnym napięciem. – Moim zadaniem jest tchnąć w piosenkę żywe uczucia – uważa Scott. – Jeśli śpiewam o czymś bolesnym, muszę tego doświadczyć. Dlatego po sesjach w studiu i po koncertach jestem wykończona. Odsypiam, izoluję się od dźwięków, wyłączam nawet lodówkę. I nieruchomieję, najchętniej w wannie.

Z jednej frazy umie zbudować kompozycję o zaskakującej dramaturgii. W „So in Love" śpiewanej na nowej płycie z Anthonym Hamiltonem powtarza: „Jestem w tobie tak zakochana", na dziesiątki różnych sposobów i pod koniec utworu uczucie dzięki muzyce wybrzmiało w pełni. W tradycyjnym gospel pieśni były modlitwą, w wywodzącym się z niego soulu stały się miłosnymi wyznaniami, zaś w neosoulu, którego najjaśniejszą gwiazdą jest Scott, spotykają się oba doświadczenia: romantyczne i duchowe. „Hear My Call", najpoważniejszy i jedyny melancholijny utwór albumu, jest prośbą do Boga. Subtelnie wyśpiewanym lamentem nad własnym zagubieniem.

– Kiedy piszę, staram się powiedzieć: nie jesteście sami – mówi. – Jeśli czujecie się sfrustrowani, załamani – przeżywacie to, co inni. Wszyscy jesteśmy głupi, zakochujemy się w niewłaściwych osobach. Nikt nie jest idealny.

Wszystkie jej albumy są afirmacją życia. Dziewczyna z Filadelfii śpiewa porywające peany na cześć banalnych czynności albo krągłych ud, a z prozaicznej wyprawy na spacer robi epicką opowieść. Jak w refrenie jej największego przeboju „Golden": „doświadcza życia, jakby było ze złota".

Czego nauczyła mama

– Dorastałam w biednym i pełnym przemocy środowisku, choć najpierw żyłyśmy spokojnie – mówi Jill Scott. – Potem pojawiła się kokaina i zmieniła nasze osiedle w niebezpieczny świat. Ale mama, nawet w chudych czasach, robiła pyszną zupę ziemniaczaną, zapalała świece, włączała muzykę klasyczną i sprawiała, że zło znikało. Proste posiłki i muzyka pomagały żyć. Zamiast pogrążać się w beznadziei, robiłyśmy coś z niczego. Latem wychodziłyśmy za dom, nie było tam trawy – tylko maleńkie podwórko wylane betonem, dekorowałyśmy je jak kurort spa. To były nasze wakacje, siedziałyśmy w kostiumach kąpielowych, słuchałyśmy jazzu i funku. Uciekałyśmy z piekła, będąc w jego sercu. Muzyka może tak działać na każdego: jazz porusza współbrzmieniem instrumentów, a soul połączony z kieliszkiem wina doskonale relaksuje.

Tylko początek nowego albumu ma rozpoznawalny soulowy fason, z każdym utworem Scott prowadzi głębiej w swój świat, coraz mniej oczywisty, coraz bardziej improwizowany. „Missing You" i „Making You Wait" to jej popisowe numery: nikt tak nie buduje zmysłowej atmosfery, na zmianę wzmacniając napięcie i wyciszając słuchacza.

Nagle, tuż przed pożegnaniem, pokazuje twarz wojowniczki. „Womanifesto" jest deklaracją kobiecej niepodległości, drapieżną i ironiczną. Wygłasza antyseksistowską mowę na cześć swego duchowego i fizycznego piękna, ambicji i talentów, wytacza działa przeciwko tym, którzy sprowadzają jej istnienie do krągłych pośladków. I kończy słowami: „A więc najwyraźniej nie jestem tylko tyłkiem".

Śladem Billie Holiday i Arethy Franklin uczy miłości własnej: – Czerpię siłę z bycia sobą. Moja babcia mawiała: „Nie można bez przerwy wciągać brzucha". Niczego nie udaję, dlatego nie boję się żyć.

Jill Scott

The Light of the Sun

Warner Music, CD, 2011

Sukces płyty „The Light of the Sun", która debiutowała na szczycie listy „Billboardu" i od miesiąca utrzymuje się w pierwszej dziesiątce notowań za oceanem, jest zaskoczeniem.

Scott nie szykowała zamachu na listy przebojów: nagrała najbardziej bezpretensjonalny album w karierze – nie tak nowatorski jak jej poetyckie wycieczki z „Jill Scott Experience", ale też pozbawiony ewidentnych przebojów w rodzaju „Golden". 

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla