Rzeczpospolita: Po co nagrał pan w nowych wersjach przeboje z czasów grupy Vox?
Ryszard Rynkowski:
Piosenki są wciąż słuchane, ale od czasu rejestracji ponad 30 lat temu mam do nich inne podejście. Poza tym, zawsze chciałem, by brzmiały inaczej. Logika pracy zespołowej bywała odmienna od mojej perspektywy. Dlatego od kilku lat myślałem o zmianie aranżacji.
Przypomnijmy słowa „A gdyby tak".
Piosenka rozpoczyna się frazą „A gdyby tak sobie przypomnieć raz na jakiś czas/ Że każdy z nas w salony życia boso wlazł". Chodziło o to, że nikt w grupie Vox nie miał liczącej się muzycznej przeszłości. Pracowałem wówczas w Operetce Warszawskiej, gdzie znalazłem się dzięki Markowi Ałaszewskiemu, znanemu z Klanu i Dżambli. Operetka pokazywała wtedy jego „Sen nocy letniej" według Szekspira. Grałem w orkiestrze na pianinie. Zdecydowałem się na etat, co oznaczało udział w próbach i spory stres. Akompaniowałem bowiem baletowi, którego skład i repertuar często się zmieniał. Trzeba było, na przykład, znać na wyrywki „Zemstę nietoperza". Antidotum na stres okazało się komponowanie – dla siebie samego.