Miałem śpiewać w Perfekcie - rozmowa z Ryszardem Rynkowskim

Rozmowa z Ryszardem Rynkowskim przed Wielkim Koncertem w Sali Kongresowej

Aktualizacja: 23.10.2011 01:14 Publikacja: 23.10.2011 01:01

Miałem śpiewać w Perfekcie - rozmowa z Ryszardem Rynkowskim

Foto: ROL

Rzeczpospolita: Po co nagrał pan w nowych wersjach przeboje z czasów grupy Vox?

Ryszard Rynkowski:

Piosenki są wciąż słuchane, ale od czasu rejestracji ponad 30 lat temu mam do nich inne podejście. Poza tym, zawsze chciałem, by brzmiały inaczej. Logika pracy zespołowej bywała odmienna od mojej perspektywy. Dlatego od kilku lat myślałem o zmianie aranżacji.

Przypomnijmy słowa „A gdyby tak".

Piosenka rozpoczyna się frazą „A gdyby tak sobie przypomnieć raz na jakiś czas/ Że każdy z nas w salony życia boso wlazł". Chodziło o to, że nikt w grupie Vox nie miał liczącej się muzycznej przeszłości. Pracowałem wówczas w Operetce Warszawskiej, gdzie znalazłem się dzięki Markowi Ałaszewskiemu, znanemu z Klanu i Dżambli. Operetka pokazywała wtedy jego „Sen nocy letniej" według Szekspira. Grałem w orkiestrze na pianinie. Zdecydowałem się na etat, co oznaczało udział w próbach i spory stres. Akompaniowałem bowiem baletowi, którego skład i repertuar często się zmieniał. Trzeba było, na przykład, znać na wyrywki „Zemstę nietoperza". Antidotum na stres okazało się komponowanie – dla siebie samego.

Kto docenił pana talent kompozytorski?

Adam Kreczmar, poeta, satyryk, tekściarz. Zaczęliśmy rozmawiać o muzyce i poprosił, żebym mu zaprezentował swoje próby. Spodobały się, napisał do nich teksty. Dwie z nich śpiewał Grzesio Markowski.

Jeszcze przed Perfectem?

Jako wokalista Victoria Singers, razem z Witoldem Pasztem i Andrzej Koziołem. Grzegorz dostał propozycję występu na festiwalu w Szkocji. Tymczasem jego grupa miała podpisany kontrakt na pracę w dwóch ekskluzywnych warszawskich nocnych lokalach — Czarnym Kocie w hotelu Victoria i Kamieniołomach w Hotelu Europejskim. Mieli problem: szukali wokalisty. Wybór padł na mnie. Miałem problem, bo w tym samym czasie zaprosił mnie do swojego nowego zespołu Zbyszek Hołdys.

Powstało wtedy pierwsze, historyczne już zdjęcie Perfect Super Show and Disco Band, zrobione przed wyjazdem do Ameryki.

Są na nim m.in. Zbigniew Hołdys, Basia Trzetrzelewska, Zdzisław Zawadzki, Wojciech Morawski i tajemniczy, odwrócony plecami mężczyzna. Wybrano kogoś podobnego do mnie.

A co to była za maskarada?

Chodziło o to, żeby zespół miał gotowy materiał promocyjny, a ja czas do namysłu. Z jednej strony chciałem jechać do Ameryki z Perfektem. Z drugiej, bałem się ryzykownego artystycznego wyboru. W Perfekcie miałem grać, a w Vox śpiewać. Wolałem granie od śpiewania. Zdecydowałem, wbrew sobie, że zostanę w Warszawie. Ale myślałem też o kierownictwie muzycznym Victoria Singers. Kiedy Grzesio odszedł, okazało się, że jestem dla grupy kołem ratunkowym, bo śpiewałem barytonem, tak jak Markowski. Przejąłem po nim garnitur, choć był trochę przykrótki, a także, na początek, dwie partie trzecich głosów.

Jak powstał repertuar?

Marek Skolarski, związany wcześniej z Klanem, autor rock-opery „Mrowisko", chciał, żebyśmy stworzyli go sami. Nawiązał ze mną współpracę. Skomponowałem „A gdyby tak", „Słyszę w tobie blue nutę" i „Dopiero dziś". Ale dostawałem też od Marka konkretne zlecenia. Modni byli Bee Gees, dlatego miałem napisać coś w ich stylu. Tak powstało „Masz w oczach dwa nieba". Odpowiedzią na Munchen Sound, czyli Boney M i Eruption, był „Bananowy song", który wymyśliłem jeszcze w Victoria Singers, gdy po koncercie wracałem z Warszawy do Wawra nocnym autobusem. Czekałem na przystanku, przy ówczesnym KC PZPR – obecnie siedzibie giełdy. Miałem dużo czasu i gwizdałem. Naszym głównym celem była Europa. Chcieliśmy pójść śladem Karela Gotta, uderzyć w Niemcy, Austrię, Szwajcarię. Zdobyć publiczność w wieku 40-60 lat — z pozycją i pieniędzmi, odpoczywającą w kurortach. Mieliśmy śpiewać im na święta „White Christmas". O naszym zagranicznym repertuarze mało kto w Polsce wiedział. Czasami śpiewaliśmy coś na koncertach. Ale jak wykonywaliśmy „It's a Blue World" – i tak domagano się „Bananowego songu". Mieliśmy siłę, żeby zapanować nad słuchaczami, i dopiero po kilku kompozycjach proponowaliśmy banana.

Proszę powiedzieć o niemieckim kontrakcie.

Niemiecki menedżer zaproponował nagranie anglojęzycznej płyty. Tak powstało „Monte Carlo Is Great". Łącznie zainwestował w nas 700 tysięcy niemieckich marek.

Wielkie pieniądze!

Plany też były wielkie. 16 grudnia 1981 r. mieliśmy w RFN śpiewać live podczas telewizyjnych programów bożonarodzeniowych o dużej oglądalności. Pojechaliśmy do Niemiec dopiero w maju 1982 r. Nasze marzenia o karierze na Zachodzie się zawaliły. Niby było OK, ale przestaliśmy nagrywać. W 1984 r. odszedł od nas Marek Skolarski. Zaczął się rząd czterech, czyli polska anarchia. Pewnego dnia nastąpił wybuch i zostałem wyrzucony przez kolegów z zespołu. Ale kiedy zabrałem się za nasze piosenki, nie chciałem być przeciwko nim, tylko przypomnieć trzy pierwsze piękne lata, które otworzyły przede mną świat i dały mi siłę na kolejne trzy dekady. Zależało mi na tym, żeby przypomnieć pierwotny klimat piosenek, jakie skomponowałem.

-rozmawiał Jacek Cieślak

Rzeczpospolita: Po co nagrał pan w nowych wersjach przeboje z czasów grupy Vox?

Ryszard Rynkowski:

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"