Występ jednej z najlepszych wokalistek jazzowych w programie „Christmas Time Is Here" zakończył tegoroczny cykl Ery Jazzu. Na koncert w klubie Palladium zabrakło biletów już kilka tygodni wcześniej. Spośród śpiewających dam jazzu Dianne Reeves odwiedza nas najrzadziej. Pierwszy raz wystąpiła pięć lat temu z dwoma gitarzystami Romero Lubambo i Russellem Malone'em. Ten pierwszy, jej „muzyczny brat", jak sama mówi o Brazylijczyku, towarzyszył jej także w środowym koncercie. Obok niego zagrali: basista Reginald Veal, pianista Peter Martin i perkusista Terreon Gully.
Trzykrotna zdobywczyni nagrody Grammy zajęła w ostatniej ankiecie czytelników magazynu „Down Beat" piąte miejsce. Jej styl śpiewania wywodzi się z tradycji jazzu, tak jak Betty Carter potrafi pasjonująco improwizować scatem. Każda z wykonanych w Palladium piosenek miała taką partię.
Koncert rozpoczął się od zaklinania pogody w „Let It Snow" - niech pada śnieg - śpiewała przekonująco, a o skuteczności jej sugestii można się było przekonać zaraz po zakończeniu koncertu.Ten dynamiczny utwór nie przypomina nastrojowych polskich kolęd, ale najlepiej nastraja do przedświątecznych porządków. Brawurowa, wokalna partia improwizowana pozwoliła artystce rozgrzać głos.
Dianne Reeves jest także mistrzynią nastroju w łagodnych baladach. W „Christmas Time Is Here" spowolniła tempo, rozmarzyła się, a idealnym tłem do tej piosenki była stojąca na scenie choinka.