Sławomir Mrożek zamierza sztukę o Adolfie Hitlerze

Sławomir Mrożek o Bożym Narodzeniu, Jaruzelskim, Gombrowiczu i nowych sztukach opowiada Jackowi Cieślakowi

Publikacja: 24.12.2011 06:00

Sławomir Mrożek

Sławomir Mrożek

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Czy święta są dla pana okresem szczególnym?

Sławomir Mrożek: Nie wiadomo, gdzie będą. W jakich warunkach. We Francji czy gdzie indziej.

Zobacz na Empik.rp.pl

Ale lubił pan choinkę?

Jak miałem siedem lat – ubóstwiałem, bo kojarzyła się z domem i rodziną. Wtedy wszystko było w porządku. Ale potem... blaaaaablaaaaaaaa. Wszystko z wiekiem staje się gadżetem. Ja mam prawie 82 lata.

Odczuwa pan jeszcze religijny charakter świąt?

Absolutnie nie.

Kiedy pan utracił wiarę?

Stopniowo, stopniowo.

Życie nie pozwoliło?

Byłem wtedy na wsi. Była wojna... Jestem zdania, że za długo żyję. Powoli, ale coraz prędzej zamieniam się w coś nieokreślonego.

Po pana wyjeździe w latach 60. do Polski docierały pana nowe sztuki, mieliśmy wrażenie, że żyjemy niemal w jednej rzeczywistości z panem... a pan jak był zorientowany w polskich sprawach?

Nie byłem i dążyłem do tego ze wszystkich sił. To mnie miało uratować. Ale generał Jaruzelski przywrócił mi na siedem lat pełne poczucie solidarności z narodem. Do dziś mam za złe generałowi, że tak wiele napsuł.

A bywa stawiany na piedestale.

A postawić dziada gdziekolwiek! Pamiętam wprowadzenie stanu wojennego i tamtą noc. Siedem lat czułem gorycz. A nawet nienawiść. To straszne uczucie, ale Jaruzelski zmarnował wielką energię. To był straszny czas, marazm. "Solidarność" zeszła do podziemia, zaczęła się kisić. Teraz Polska zaczyna trochę odżywać, to widać szczególnie w stosunku ludzi do ludzi. Jednak pokolenie, które dziś ma 50 – 60 lat, było stracone. Z przerwami w życiorysach, zmuszane do podejmowania złych wyborów.

Napisał pan sztukę o Wałęsie zatytułowaną "Alfa".

To niedobra sztuka. Pisząc ją, czułem wielką więź z narodem, i tak zacząłem pisać niedobre sztuki. To jest chyba w ogóle tajemnica sztuki. Nie można być autorem zaangażowanym. Kibicem. Patriotą.

Poczuł się pan jak wieszcz?

Tak. Ale krótko.

Potem był kubeł zimnej wody?

Tak (pisarz się śmieje). Ale piękny był tamten rok. "Solidarność" przemówiła do całego świata. Pełnym głosem. Krótko, bo krótko, ale jednak. Stąd się pewnie wzięła moja próżność.

Powstaje film o Wałęsie.

Jeśli to będzie pomnik – ja już tego nie zobaczę!

Z naszych pomników kpił Gombrowicz – z Mickiewicza, Curie-Skłodowskiej, Chopina. Udało mu się wyzwolić część Polaków z obsesyjnej polskości, teraz jednak chodzimy od ściany do ściany, bo trzeba wybrać albo ojczyznę, albo synczyznę. Brakuje złotego środka?

No nie ma go, a wiele tez Gombrowicza jest dla mnie sztucznych. Na przykład o wyższości i gorszości. Wystarczy się zastanowić. Wszystko jest kwestią odniesienia. Ktoś tu do nas dołączy i będzie lepszy, a gdzie indziej gorszy. Czasami to kwestia dnia. Gombrowicz uwikłał się w takie tezy. Był zaplątany. Przestało mnie to interesować.

Jedna z przyjaciółek wspominała jego wściekłość, gdy zobaczyła go w rozpaczy, nim zdążył przygotować maskę.

Widziałem takie jego chwile rozpaczy.

Dopuścił pana do siebie w takiej sytuacji?

Nie dopuścił. To się też zdarzyło przez przypadek.

Jaką relację chciał panu narzucić?

Miałem być młodym chłopcem. Przystojnym. I tyle.

To miało mieć również podtekst homoseksualny?

Nieeeeee. (pisarz śmieje się). Miałem 34 lata. Byłem dojrzały.

Myśli pan, że Gombrowicz odchodził w poczuciu niespełnienia?

Tego nie wiem. Na pewno był potrzaskany przez emigrację i powrót do Paryża... Za dużo mówił. Denerwował się. Prowokował. Nie zawsze bardzo mądrze. Powiedział mi na przykład, że praca została w Polsce po wojnie rekuperowana i przywrócono jej godność. Truł o tej pracy strasznie. Mnie, który właśnie uciekł z Polski i wiedział, jak to naprawdę wygląda. Miał na tym punkcie zajoba. Ale zostawmy go w spokoju.

Napisał pan nową sztukę "Karnawał i pierwsza żona Adama".

To bardzo prosta sprawa. Napisałem ją, kiedy byłem w szpitalu. Kiedy wymieniono mi zastawkę, bardzo mi się zdrowie polepszyło. Ni stąd, ni zowąd napisałem ten "Karnawał". To wszystko.

Ciekawe są postaci: Goethe i Bawarka, Szatan, biskup i Lilith – mityczna pierwsza żona Adama. Czy trwają negocjacje w sprawie inscenizacji?

O tym to już trzeba rozmawiać z moją żoną. Mam zaćmienie oka, piszę bardzo niechętnie i kulfoniasto. Żona przejęła moje funkcje.

Sztuka zaczyna się od sceny z nagą kobietą, która nic nie mówi.

Tak, bo nic prostszego, niż napisać o nagiej kobiecie, która nic nie mówi.

W finale "Operetki" pojawiała się naga albertynka, która też nic nie mówiła.

Prawda. Może to jest właśnie tak. Mam też pomysł na kolejną sztukę, właściwie mam go od 30 lat. Dojście Hitlera do władzy – w innym planie, z innymi bohaterami. Czuję, że teraz jest w Europie tak mocne pragnienie silnej władzy, człowieka, który rozwiąże nawarstwiające się problemy, jak w latach 30. Ta masowość, marsze z pochodniami...

rozmawiał Jacek Cieślak

Sławomir  Mrożek  (ur. 1930),

wybitny dramaturg,  prozaik i rysownik-satyryk. Autor "Tanga", "Policji",  "Pieszo". Obecnie mieszka we Francji, ostatnio odwiedził  Polskę, był przewodniczącym jury  na gdyńskim  Festiwalu R@port. Jesienią  ukazała się jego korespondencja z Lemem.

Czy święta są dla pana okresem szczególnym?

Sławomir Mrożek: Nie wiadomo, gdzie będą. W jakich warunkach. We Francji czy gdzie indziej.

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla