Rozmowa z Paulą Markovitch

Z Argentynką Paulą Markovitch o współpracy z Wojciechem Staroniem, autorem zdjęć do jej filmu "Nagroda" rozmawia Barbara Hollender

Publikacja: 25.01.2012 16:51

"Nagroda"

"Nagroda"

Foto: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Mała nadmorska miejscowość w odległej Argentynie, matka z córką ukrywające się przed juntą, a w czołówce filmu logo Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Jak trafiła pani z tym tematem do Polski?

Zobacz fotosy z filmu


Paula Markovitch:

Szukając operatora, z którym mogłabym pracować przy "Nagrodzie", od razu myślałam o kimś spoza Ameryki Południowej, kto spojrzałby na Argentynę świeżym okiem. Kolega, który studiował w łódzkiej szkole, podsunął mi płytę z filmami Staronia. Jego zdjęcia zachwyciły mnie, chwilami przypominały pejzaże klasycznego malarstwa. Na dodatek Wojtek był w Argentynie, mówił biegle po hiszpańsku. Zaczęliśmy pracować, ale miałam kłopoty z zamknięciem budżetu "Nagrody", argentyńscy producenci wystawili mnie do wiatru. Wtedy Wojtek zaproponował, żebyśmy spróbowali w PISF. I udało się. Ostatecznie zrobiłam ten film głównie dzięki Meksykanom i Polakom. Jest coś fantastycznego w tym, że Polska, kraj tak odległy od Buenos Aires, wsparła mój projekt, dostrzegając w nim uniwersalną opowieść o dyktaturze, zniewoleniu, meandrach moralności.

Czytaj recenzję filmu "Nagroda"

Pani nazwisko zdradza polskie korzenie...

Moi dziadkowie mieszkali w Warszawie. Wyjechali z kraju w dwudziestoleciu międzywojennym. Rodzice urodzili się już w Argentynie. Mieli lewicowe poglądy, ojciec miał z tego powodu poważne kłopoty, mama ze mną musiała ukryć się przed juntą. Jak dziesiątki tysięcy innych Argentyńczyków. Najbogatsi wyjeżdżali wtedy za granicę – do Meksyku albo do Europy. Rodzice byli artystami, w domu się nie przelewało. Dlatego trafiłyśmy do San Clemente del Tuyu. Dokładnie tam, dokąd wróciłam, by nakręcić "Nagrodę".

Ten film jest całkowicie autobiograficzny?

W 90 procentach.  5 procent to poezja, reszta  to zabiegi, których wymagała dramaturgia filmu. Jak byłam mała, ojciec na długo zniknął z domu, matka była samotna i zrozpaczona. Niemal wszystko, o czym opowiadam, zdarzyło się naprawdę. Kręciliśmy zdjęcia w szkole, do której chodziłam. Przeżyłyśmy podobną jak w filmie powódź. Ma ona zresztą dla mnie znaczenie symboliczne – jest jak świat zewnętrzny, który wdziera się do domu, nawet jeśli bardzo chcemy się od niego odizolować. Niektórzy krytycy mieli do mnie pretensje o zakończenie. Uważali, że jest zbyt cukierkowe. Jest takie, bo mój tata naprawdę wrócił.

„Nagroda" to opowieść o podwójnej moralności, o dziewczynce, która musi nauczyć się manipulacji. Gdy w szkolnym wypracowaniu pisze, co naprawdę myśli o wojsku, które zabiło jej kuzyna i uwięziło ojca, naraża na niebezpieczeństwo życie swoje i matki. Gdy kłamie, dostaje nagrodę. Konflikt sumienia dla ośmiolatki musi być czymś potwornym.

Nie wszystko można jeszcze wtedy zrozumieć, ale dzieci mają ogromną wrażliwość, czują niebezpieczeństwo przez skórę. Matka starała się chronić mnie, ale wiedziałam, że dzieje się coś złego. Strach był wszędzie. Nawet w tej wsi nad morzem.

Zastanawiam się, jak odbierała tamten świat pani mała aktorka, wychowana już w innym czasie. Co z niego rozumiała?

Paula Galineli Hertzog była wspaniała. Nigdy przedtem nie miała żadnych doświadczeń aktorskich, a pracowała bardzo profesjonalnie. Dla niej – tak jak kiedyś dla mnie – najważniejsze były bezpośrednie relacje z koleżankami, a przede wszystkim z matką. Kiedy ta ostatnia wpadała w coraz większą rozpacz i obojętność, Paula zadała mi bardzo ważne pytanie: Czy moja mama mnie nie kocha, czy tylko udaje? Odpowiedziałam szczerze: Nie wiem. Czas dyktatury zmieniał ludzi, bardzo głęboko ich ranił.

„Nagroda" jest dla pani rodzajem terapii?

Każda sztuka leczy, w jakiś mistyczny sposób pomaga nabrać dystansu, zastanowić się nad życiem. Ale "Nagroda" nie jest czystą terapią. Nie odprawiam egzorcyzmów. To raczej rozliczenie ze sobą. Od ponad 20 lat mieszkam w Meksyku, tam pracuję, piszę dla teatru, kina. Ale kiedyś musiałam wreszcie wyrzucić z siebie temat, który nosiłam przez 30 lat, od czasu, gdy jako dziesięciolatka opuściłam San Clemente del Tuyu.

Teraz czuje się pani wolna?

Jest mi lżej. Mogę iść dalej. Z "Nagrodą" objechałam wiele festiwali, dzięki niej spotkałam mnóstwo świetnych ludzi. Trafiłam też do Polski. W lecie, we Wrocławiu, poczułam się tak dobrze, że niemal mogłabym u was zamieszkać. To wszystko dodało mi sił. Pracuję nad następnym filmem. Oczywiście z Wojtkiem.

rozmawiała Barbara Hollender

Mała nadmorska miejscowość w odległej Argentynie, matka z córką ukrywające się przed juntą, a w czołówce filmu logo Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Jak trafiła pani z tym tematem do Polski?

Zobacz fotosy z filmu

Pozostało 95% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali